Smartfonowy haracz odrzucony. Droższa elektronika od nowego roku.

Od 1 stycznia 2026 r. polskich nabywców może czekać wymóg ponoszenia nowej „daniny”. Tym razem od nabywanych telefonów, tabletów, komputerów osobistych i odbiorników telewizyjnych. Władze rozważały wdrożenie tej nowej należności — powszechnie nazywanej „podatkiem od smartfonów” — już od pewnego czasu. Będą mogły to uczynić bez ustawy, zatem nie muszą obawiać się sprzeciwu prezydenta.

Podatek od smartfonów ma być dla nas niezauważalny. Tak twierdzi ministerstwo
Podatek od smartfonów ma być dla nas niezauważalny. Tak twierdzi ministerstwo | Foto: Adrian Slazok / East News

Co może zaskakiwać, należność ta oficjalnie nie będzie podatkiem, a jej wprowadzenie nie będzie wymagało nawet przegłosowania nowej ustawy. Wystarczy tylko zmiana regulacji dokonana przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, więc prezydent nie będzie mógł jej odrzucić. Przychody z tego tytułu, według różnych szacunków wyniosą około 200 mln zł, jednak klienci kupujący elektronikę powinni liczyć się z tym, że zapłacą więcej za urządzenia co najmniej 1 proc.

Co najmniej, ponieważ sprzedawcy mogą podwyższyć ceny jeszcze bardziej. — W zasadzie nie będzie sposobu na sprawdzenie, co wpłynęło na wzrost ceny danego telefonu, laptopa czy telewizora — alarmuje adwokat Diana Knapczyk — radca prawny z kancelarii Causa Finita Szczepanek i Wspólnicy Sp.K.

Nie podatek, lecz „opłata”?

Obecnie obowiązująca ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych zakłada funkcjonowanie tzw. opłaty reprograficznej. Jej celem jest rekompensowanie artystom kopiowania ich dzieł w ramach tzw. dozwolonego użytku.

Początkowo dotyczyła ona kaset wideo, magnetowidów czy płyt kompaktowych, ale ostatnia aktualizacja przepisów miała miejsce w 2008 r. Od tego czasu technika poszła do przodu — dziś dysponujemy smartfonami i tabletami, które umożliwiają kopiowanie i zapisywanie dowolnych treści cyfrowych.

Dalszy ciąg tekstu pod materiałem wideo

Co Karol Nawrocki zrobi z podatkiem cyfrowym? "Tego podatku nie będzie"

Istotne jest, że wpływy z tytułu opłaty reprograficznej nie są kierowane do budżetu państwa, dlatego — przynajmniej formalnie — nie jest to podatek. Adresatami opłaty są organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, takie jak m.in. Stowarzyszenie Autorów ZAiKS, reprezentujące kompozytorów, reżyserów, autorów i innych twórców.

Co najmniej 1 proc. więcej za każde nowe urządzenie

Zgodnie z projektem rozporządzenia Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego od 1 stycznia 2026 r. opłata ma obejmować każdy nowo sprzedany telefon i tablet z wbudowaną pamięcią od 32 GB wzwyż, komputer — stacjonarny i mobilny, oraz telewizor z funkcją rejestrowania lub wbudowaną pamięcią. Wysokość opłaty ma wynosić 1 proc. wartości urządzenia.

Czytaj też: Ceny smartfonów w górę? Rząd chce wprowadzić kontrowersyjną opłatę

Oficjalnie opłatę mają wnosić producenci oraz importerzy sprzętu elektronicznego, a Ministerstwo Kultury zapewnia, że przeciętny odbiorca nie zauważy tej zmiany. Oczywiście zauważy, ponieważ koszty zostaną w ostateczności przerzucone na konsumentów. Sklepy nie będą oddzielnie wyszczególniać tej opłaty — będzie ona zawarta w nowej cenie detalicznej urządzenia. Zapewne dlatego „nie zauważy”. Marże w sektorze elektronicznym są niewielkie, więc nawet taka dodatkowa opłata spowoduje wzrost cen.

Ile więcej zapłacimy?

Nawet jeśli wysokość opłaty to tylko 1 proc., to przy cenach elektroniki oznacza to realne kwoty.

  • Nowy iPhone 17 Pro, kosztujący obecnie ok. 7499 zł, podrożeje o minimum 75 zł, do ok. 7 574 zł.
  • Telewizor LG OLED55C54LA w cenie 5100 zł podrożeje o co najmniej 51 zł, do ok. 5 151 zł.
  • Laptop za 5000 zł będzie droższy o 50 zł, a tablety — o kilkanaście złotych.

To jednak tylko kwoty wynikające bezpośrednio z nowej opłaty. W rzeczywistości producenci i sprzedawcy mogą skorzystać z okazji, aby podnieść ceny jeszcze bardziej, tłumacząc się „koniecznością dostosowania do nowych regulacji”. Dla nabywcy będzie to praktycznie nie do sprawdzenia.

Kto zyska, kto straci?

Zgodnie z informacjami Ministerstwa, zmiany mają przynieść dodatkowe przychody rzędu 150–200 mln zł rocznie. Ministerstwo podkreśla, że „koncerny, będąc częścią ekosystemu cyfrowego, mają możliwość zademonstrowania społecznej odpowiedzialności biznesu poprzez wsparcie twórców”.

Jednak ostatecznie to konsumenci będą musieli wyjąć z własnych kieszeni te dodatkowe 150-200 mln zł rocznie — a więc to oni poniosą prawdziwy koszt nowego „podatku od smartfonów”.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *