Wenecja może znaleźć się pod wodą do 2150 roku; zagrożone są także polskie miasta

Zdjęcie: Adobe Stock Zdjęcie: Adobe Stock

Do roku 2150 Wenecja wraz z wyspami i bagnami Laguny Weneckiej może zostać czasowo zalana podczas powodzi morskich, co potwierdzają włoscy naukowcy. W rozmowie z PAP oceanolog prof. Jacek Piskozub wskazał, że do końca stulecia kilka polskich miast, w tym rejony Gdańska, również może zostać zalane.

Tak prognozują naukowcy, jeśli nie podejmiemy działań mających na celu ograniczenie emisji gazów cieplarnianych i złagodzenie globalnego ocieplenia.

Jak zauważyli naukowcy z Istituto Nazionale di Geofisica e Vulcanologia (INGV) w Rzymie — autorzy badania opublikowanego w czasopiśmie „Remote Sensing” — wzrost poziomu morza w Lagunie Weneckiej trwa od czasów historycznych. Jednak jej podatność na powodzie wzrasta z powodu skutków globalnego ocieplenia, w tym topnienia lodowców, co przyczynia się do wzrostu poziomu morza. Laguna Wenecka, charakteryzująca się skomplikowanym systemem kanałów, wysp i słonych bagien, jest wyjątkowym i wrażliwym ekosystemem, który był zamieszkiwany od czasów prehistorycznych. Została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 1987 roku.

Włoscy naukowcy ocenili potencjalne ryzyko powodzi i zalania w lagunie w ramach trzech scenariuszy klimatycznych szczegółowo opisanych w 6. Raporcie Oceniającym Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) — niskich emisji, średnich emisji i wysokich emisji. Po raz pierwszy, oprócz wzrostu poziomu morza, wzięto pod uwagę jednocześnie dwa dodatkowe czynniki: stopniowe osiadanie lądu występujące w tempie 1-3 mm rocznie, ze szczytami sięgającymi do 7 mm rocznie, oraz scenariusze ekstremalnych sztormów (potencjalne wystąpienie ekstremalnego zdarzenia Acqua Alta, wywołanego przez połączenie niskiego ciśnienia i silnych wiatrów sirocco).

1
Widok Wenecji i Murano. Zdjęcie: Adobe Stock

Według raportu, jeśli emisje gazów cieplarnianych nie zostaną ograniczone, te trzy czynniki mogą synergicznie doprowadzić do wzrostu poziomu morza nawet o 3,5 metra powyżej referencyjnego wskaźnika pływów Punta della Salute do 2150 roku. Prognozy te budzą poważne obawy co do przyszłej skuteczności głównego systemu obrony przeciwpowodziowej Wenecji, MoSE, który ma chronić lagunę przed pływami dochodzącymi do 3 metrów (różnica między laguną a otwartym morzem). W miarę dalszego podnoszenia się poziomu morza, MoSE może zostać przeciążony już w 2100 roku, co zagrozi jego funkcjonowaniu. Ten scenariusz może doprowadzić do zalania około 65 procent laguny (139 kilometrów kwadratowych) podczas ekstremalnie wysokich stanów wody. W scenariuszach niskoemisyjnych powodzie mogą dotyczyć do 50 procent powierzchni laguny.

„Nasze badania podkreślają wpływ wywołanej przez człowieka zmiany klimatu na Lagunę Wenecką. Rosnący poziom mórz, będący konsekwencją emisji CO2 ze spalania paliw kopalnych, jest spotęgowany przez lokalne osiadanie gruntów, które jest pogłębiane przez urbanizację i wydobywanie zasobów podziemnych” — stwierdził współautor badania Tommaso Alberti z INGV. Wskazał, że bez zdecydowanych środków w celu obniżenia emisji i zajęcia się skutkami globalnego ocieplenia, ogromne części laguny mogą zostać zalane do końca stulecia, co zagrozi historycznemu, kulturowemu i gospodarczemu dziedzictwu Wenecji.

„Oczywiste jest, że te odkrycia mają implikacje dla warunków polskich, ponieważ poziom mórz rośnie równomiernie na całym świecie. W Polsce powinniśmy się spodziewać, że doświadczymy ponad 90 proc. wzrostu średniego globalnego poziomu mórz” – poinformował PAP Jacek Piskozub, profesor Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk.

Podkreślił, że w Polsce istnieją regiony przypominające Wenecję — konkretnie Żuławy, które znajdują się w depresji (poniżej poziomu morza) i również stopniowo zapadają się, ponieważ grunt w deltach rzek powoli opada, gdy nie jest uzupełniany świeżymi osadami z rzek. „Zabezpieczenia przeciwpowodziowe zbudowane na Żuławach z pewnością będą niewystarczające do końca stulecia. Prognozy sugerują, że poziom morza może wzrosnąć o około 1 metr do 2100 roku, ale ważne jest, aby pamiętać, że podczas sztormów woda się gromadzi, co prowadzi do tzw. cofek. Dlatego do końca stulecia Żuławy mogą doświadczać powodzi każdej zimy” — stwierdził prof. Piskozub. Uważa, że bez znaczących inwestycji w podniesienie wałów przeciwpowodziowych zapobiegnięcie temu scenariuszowi będzie niemożliwe.

1
Żuławy Wiślane. Zdjęcie: Adobe Stock

Jeśli emisja gazów cieplarnianych nie zostanie ograniczona do 2100 r., nie tylko części regionu Żuław Wiślanych mogą zostać dotknięte trwałym zalaniem, ale także polskie wybrzeże w pobliżu Dębek. Symulacje przeprowadzone przez Climate Central (organizację non-profit skupiającą się na analizie danych klimatycznych i edukacji) sugerują, że obszary takie jak Bazylika Mariacka i ulica Długa w Gdańsku, a także centrum Gdyni, mogą zostać zalane.

„Gdybyśmy natychmiast przestali spalać ropę, węgiel i gaz, osiągając neutralność emisyjną, prognozy uległyby poprawie. Jednak obecnie nie ma żadnych oznak wskazujących na to, że tak się stanie. W scenariuszu, w którym będziemy nadal spalać te paliwa przez kilka kolejnych dekad, poziom mórz może potencjalnie wzrosnąć o 3 metry w ciągu następnego stulecia. Spowodowałoby to zalanie niemal każdego portu” – wyraził prof. Piskozub. Uważa Gdańsk za szczególnie narażone spośród polskich miast, częściowo ze względu na szybsze osiadanie gruntu (około 10 cm na stulecie).

Oceanolog podkreślił konieczność inwestowania w zabezpieczenia przeciwpowodziowe i bramy sztormowe w gminach nadmorskich już teraz. „Wymaga to znacznych inwestycji, które należy zaplanować natychmiast, ponieważ będą potrzebne w ciągu najbliższych 20–30 lat. Niestety obawiam się, że w Polsce działania zostaną podjęte dopiero po tym, jak znaczna powódź morska dotknie Gdańsk

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *