Eksperci ostrzegają przed skutkami ceł Trumpa. „Wiele niedobrego dla gospodarki”

Czy wojna handlowa Trumpa ma sens? Najprostszą odpowiedzią na tak postawione pytanie jest szybkie „nie”. Żadna wojna handlowa nie ma większego sensu, bo nie ma dowodów, że dzięki niej cokolwiek zmienia się na lepsze. Plan prezydenta Trumpa opiera się na wierze, że zna on receptę, aby tym razem było inaczej – piszą ekonomiści mBanku w poniedziałkowej publikacji.

Donald Trump, prezydent USA, podczas piątkowej konferencji prasowej.
Donald Trump, prezydent USA, podczas piątkowej konferencji prasowej. | Foto: Jabin Botsford/The Washington Post via Getty Images / Getty Images
  • Donald Trump rozpoczął działania mogące skutkować największą wojną celną od prawie 100 lat. Ekonomiści biorą pod lupę możliwe skutki
  • Zdaniem ekspertów mBanku efektem wyższych ceł może być w pierwszej kolejności wzrost cen dóbr objętych wyższą stawką. Dotyczyć to może także usług
  • Wyższe ceny przekładają się na niższy popyt, co może skutkować spadkiem produkcji. Pojawia się konieczność przemodelowania łańcucha dostaw i niepewność inwestycyjna
  • Dostosowania firm do nowych warunków obejmują w średnim okresie wyjścia z danego rynku czy zwolnienia. Elastyczni muszą być też pracownicy. Ale nie zawsze można to zrobić skutecznie
  • Fed może mieć nowy problem, gdy na niekorzystne warunki krótkoterminowe nałoży się bardziej ekspansywna polityka fiskalna
  • Więcej informacji o biznesie znajdziesz na stronie Businessinsider.com.pl

Administracja Trumpa ogłosiła 25-proc. stawki celne na towary importowane z Kanady i Meksyku, a także 10-proc. w stosunku towarów z Chin. W przypadku Kanady, import energii ma być objęty niższą stawką w wysokości 10 proc. Cła te obejmują w zasadzie całość importowanych z tych państw towarów. Z punktu widzenia USA oclonych dodatkowymi stawkami ma być 1,3 bln dol. amerykańskiego importu dóbr (ok. 43 proc. całości).

Skala wprowadzanych ceł jest znaczna, średnia stawka celna pójdzie w górę do ponad 10 proc. z 3 proc., do poziomu widziany ostatnio przed 1950 rokiem. Na ten moment Trump oszczędził UE, ale zapowiedzi podjęcia takich kroków już znalazły się w przestrzeni medialnej.

Kanada obiecała wdrożenie stawek odwetowych w wysokości 25 proc. (w dwóch rundach). Meksyk zasugerował cła w przedziale 5-20 proc. (na razie bez szczegółów). Pekin zapowiedział zaskarżenie decyzji Trumpa do Światowej Organizacji Handlu, a także podjęcie odpowiednich działań ze swojej strony (także bez detali).

Po co Donald Trump rozpętuje wojnę celną?

Według ekspertów mBanku odpowiedzi powinno się szukać w jego upodobaniach do protekcjonizmu. O ile jednak w przypadku swojej pierwszej kadencji cła były najczęściej nakierowane na poszczególne branże czy towary, tym razem strategia jest inna. Podstawą do wdrożenia ceł niemalże na każdy importowanych produktów ma być — w opinii Białego Domu — tzw. International Emergency Economic Powers Act. Jest to akt prawa federalnego wprowadzonego w 1977 r. przez Jimmiego Cartera. Upoważnia prezydenta do regulowania handlu międzynarodowego po ogłoszeniu stanu nadzwyczajnego w reakcji na niecodzienne i nadzwyczajne zagrożenie dla USA – czytamy w komentarzu.

Sam Trump powołuje się na dwa aspekty. Pierwszym z nich jest nielegalna imigracja, gdzie uwaga spada głównie na Meksyk. Drugim jest handel narkotykami/opioidami, gdzie wymienia się głównie fentanyl. Tutaj z kolei większe zarzuty mają miejsce w stosunku do Kanady i Chin łącznie. Poza tym Trump regularnie powtarza, że chciałby aby Kanada stała się jednym ze stanów USA. W cłach również ten wątek jest w grze.

Nie jest wykluczone, że sprawa ta znajdzie dalszy bieg w sądach, które potencjalnie mogą orzec o nielegalności poczynań Białego Domu. Nawet jeśli tak się stanie, do tego czasu wprowadzone cła będą mogły wyrządzić wiele niedobrego z ekonomicznego punktu widzenia – ocenili eksperci mBanku.

Eksperci ostrzegają przed skutkami ceł Trumpa. "Wiele niedobrego dla gospodarki" - INFBusiness
| Bloomberg

„Na szali z jednej strony mamy ambicje Donalda Trumpa, z drugiej strony wyniki ekonomiczne i poparcie ze strony obywateli, w tym biznesu. Z tego punktu widzenia wydaje się, że działania osłabiające gospodarkę amerykańską (realnie, ale też poprzez zachowanie rynków finansowych) nie są pożądane. Dość przypomnieć, iż swego czasu Trump wskazywał na zachowanie indeksów giełdowych jako barometr sytuacji gospodarczej. Co więcej, jego celem było osłabienie, a nie umocnienie dolara. Tymczasem w stosunku do euro znajdujemy się już coraz bliżej parytetu, stopy procentowe są wyższe, a wyceny rynku akcyjnego niższe. Obraz ten może nawet ulec pogorszeniu w momencie adekwatnych odpowiedzi ze strony innych państw, co jest niemalże pewne” — wskazali ekonomiści mBanku.

Zobacz też: Wojna handlowa wisi w powietrzu. Cła Trumpa uderzyły w niemieckich gigantów

Zwrócili uwagę, że jesteśmy świadkami rozpoczęcia największej wojny celnej od 1930 r. Kolejne potyczki celne prowadzone były już w bardziej współczesnych warunkach. To choćby „cła stalowe” administracji Busha z 2002 r., czy też cła nałożone przez administrację Trumpa (2018-2019). Ale eksperci wskazali, że to nie były działania w skali porównywalnej do tego, co najwyraźniej czeka nas teraz, ale ocenili, że „cła stalowe” skuteczne zmniejszyły zatrudnienie w gałęziach przemysłu aktywnie korzystających ze stali. Efekty te utrzymywały się wiele lat po tym, gdy cła zostały już wycofane. Wynika to w pewnej mierze z faktu, że przemysły stalochłonne po prostu wyszły z rynku, a koszty stałe przywrócenia działalności były zaporowo wysokie.

x.com

W przypadku ceł poprzedniej administracji Trumpa można pokazać, że nie tylko ceny dóbr i usług używających towarów clonych wyższą stawką wzrosły, ale także produkt firm zajmujących się eksportem towarów zależnych kosztowo od dóbr pośrednich, będących podmiotem wyższej taryfy celnej, istotnie przygasł. „To jednak wszystko badania wycinkowe, z dopasowaną adekwatnie metodą badawczą. Efekty makroekonomiczne dużych zmian stawek celnych są dużo bardziej skomplikowane. Z naszej perspektywy kluczowy jest wpływ na ceny, produkt, inflację oraz politykę pieniężną” — dodali.

Wpływ wyższych cel w krótkim i dłuższym terminie

Jakie efekty przynoszą zmiany taryf celnych? Jak tłumaczą ekonomiści, w krótkim okresie głównie widać efekt w postaci wzrostu cen, w zasadzie dzieje się to z dnia na dzień. „Importerzy podnoszą ceny, choć muszą też zdecydować ile przerzucić finalnie na odbiorcę, a ile zamortyzować w marży. Producentom krajowym skokowo rosną koszty produkcji. Podobnie jednak jak importerzy, muszą się zastanowić jak będzie wyglądał finalny cennik. Szacują przy tym przede wszystkim elastyczność popytu na swoje produkty, na którą składa się wiele czynników: stan koniunktury czy choćby struktura rynku” — wskazali.

Jest też drugi efekt: gdy import drożeje, krajowi producenci i sprzedawcy substytutów nie mają już nad sobą takiej presji konkurencyjnej i mogą podnieść ceny. Mamy więc wyższe ceny i niższy popyt ze względu na ich wzrost. Pojawia się konieczność przemodelowania łańcucha dostaw, pojawia się niepewność inwestycyjna.

Dostosowania w średnim okresie obejmują wyjścia firm, zwolnienia, przetasowania regionalne, ale też dopuszczają inwestycje firm, które najlepiej radzą sobie z nową rzeczywistością. Kapitał i praca powinny stopniowo migrować do sektorów chronionych. Będzie to jednak wymagać od pracowników przenosin do innych miast czy zmiany kwalifikacji. Ale niektóre rodzaje kapitału i sprzętu nie są możliwe do przeniesienia, część aktywów nie nadaje się do użytku, dominuje destrukcja.

Zobacz też: Trump znowu grozi cłami Unii Europejskiej. „UE przekroczyła granice”

Eksperci mBanku dodali, że kreacja nowej podaży jest trudna z uwagi na koszty wejścia, ograniczenia zasobów, sam czynnik czasu, czy zglobalizowany charakter najbardziej produktywnych firm: mogą wynieść się gdziekolwiek. W przypadku kształtowania nowego łańcucha dostaw wiele zależy od tego, czy taryfy celne rozpatrywane są jako stałe, czy przejściowe.

„Ostateczny wpływ na podaż w kraju nakładającym cła jest niejasny (jeszcze raz wspomnijmy — na podstawie wycinkowych badań: negatywny). W ujęciu globalnym sytuacja jest nieco bardziej jasna. Realokacje oraz obniżenie popytu mogą raczej prowadzić do globalnego wzrostu możliwości produkcyjnych relatywnie do popytu (patrzmy na to w ten sposób, że nagle ten drugi się kurczy). Warto na koniec wspomnieć, że im bardziej zaciekła wojna celna (tzn. im więcej krajów obejmuje), tym destrukcja popytu ponad bieżące możliwości produkcyjne większa. Ergo, większy potencjał dezinflacyjny w przyszłości” — wskazano.

Sytuacja Fedu może się skomplikować

„Jeśli cła prowadzą do ograniczenia globalnego handlu, zmniejsza się znaczenie instrumentów typu trade-financing. Sytuację komplikuje umocnienie dolara, z którym mamy obecnie do czynienia, gdyż inwestorzy obstawiają po pierwsze zmniejszenie deficytu handlowego USA, a po drugie spodziewają się bardziej restrykcyjnej polityki pieniężnej. W ostateczności mamy do czynienia z globalnym zaostrzeniem warunków finansowania, które działa jak zaostrzenie polityki pieniężnej. Jednocześnie konsumenci mogą zwiększyć swoje oczekiwania inflacyjne. Warto dodać, że ostatni wzrost dłuższych stóp procentowych w USA został zinterpretowany przez Powella (szefa Fedu – red.) właśnie jako zacieśnienie warunków finansowych” – dodali ekonomiści mBanku.

Zastanawiają się, czy w USA istnieją nadal rezerwy popytu, które zdolne będą zaabsorbować negatywny szok cenowy bez konieczności reakcji polityki pieniężnej. „Wydaje nam się — z naciskiem na wydaje się — że nie. Sytuacja różni się przy tym od tej z 2021-2022 roku, kiedy pozrywane łańcuchy dostaw naprawiały się w okresie wyraźnego przesunięcia preferencji konsumentów w kierunku towarów. Obecnie wydaje się raczej, że słabość popytu w segmencie dóbr będzie jednocześnie hamowała zapędy firm do podnoszenia cen, jak i spychała gospodarkę w kierunku dostosowania realnego (wyjścia z rynku)” – ocenili.

Dodali, że jest też druga strona tego procesu. „Usługi również zużywają znaczne części komponentów, których ceny pośrednio lub bezpośrednio wzrosną. Jednocześnie to inflacja usługowa stanowi obecnie większy problem. Wiele więc zależy od początkowego zarządzania oczekiwaniami oraz początkowego wzrostu cen. W krótkim terminie Fed nie będzie miał jasności co do tego, jakie dostosowania będą dominować w gospodarce. To podejście wydaje się obecnie wycenione i brak ruchu stóp do czerwca jest naszym bazowym scenariuszem. Gdy jednak na niekorzystne warunki krótkoterminowe nałoży się bardziej ekspansywna polityka fiskalna, Fed może mieć całkiem nowy problem do rozwiązania” – wskazali analitycy mBanku.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *