Parodia repatriacji. Dlaczego Kościół i MSZ nie chcą ściągać Polaków do ojczyzny?

“Jest mnie przykro to pisać, jako katolikowi i patriocie, ale chyba prawdą jest, że repatriacja idzie tak marnie dlatego, że sprzeciwiają się jej nasz Kościół katolicki i polskie MSZ” – pisze literat, repatriant z Kazachstanu.
Parodia repatriacji. Dlaczego Kościół i MSZ nie chcą ściągać Polaków do ojczyzny? - INFBusiness

Siedziba Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Warszaw

Foto: Adobe Stock

Myślę o nich zawsze. Tak o tych, którzy jeszcze pozostali w dalekim Kazachstanie, jak też o tych, którzy już mogli przyjechać do Polski. Myślę o bliskich mi i znajomych. Myślę o tych, których nigdy nie widziałem i kogo najprawdopodobniej nigdy nie zobaczę. Po prostu byłem i jestem jednym z nich. 

Dziadkowie i pradziadkowie obecnych kazachstańskich Polaków, przesiedlonych tam z rozkazu Stalina, mieli bardzo szybką drogę z zielonej Ukrainy w bezkresne kazachstańskie stepy. Teraz jest trudny, długi i nie mniej męczący powrót ich potomków do dawnej ojczyzny, matki, do Polski. Wielu z nich zresztą do tego powrotu nie dożyło i nie dożyje. A wydawałoby się, że wszystko tak dobrze się zaczynało 30 lat temu… To już ponad 30 lat!

Polacy w Kazachstanie – zesłani tam właśnie za swoją polskość

W końcu lat 80., kiedy większość moich ziomków przestała wierzyć, że coś jeszcze da się zrobić dla odrodzenia polskości w ich stronach, a nawet nie chciała o tym mówić, ja, korzystając także z tego, że studiowałem wtedy w Moskwie w Literackim Instytucie im. A.M. Gorkiego, znalazłem drogę do ambasady Polski. Chociaż bardzo słabo wtedy mówiłem po polsku, opowiedziałem o nas i naszych problemach. Krótko mówiąc, powiedziałem, że jeszcze jesteśmy. To mogą potwierdzić chociażby dawny ambasador w ZSRR pan Ciosek i dawny konsul tamże pan Chudzik. Jeśli jeszcze żyją, rzecz jasna. Oni zresztą przez swoje dyplomatyczne kanały próbowali wtedy wyjaśnić, czy są w Kazachstanie jeszcze jacyś Polacy i co myślą o sobie i Polsce.

Pamiętam spotkanie pierwszego premiera już nowej demokratycznej Polski pana Mazowieckiego z Polonią radziecką jesienią 1989 roku w Moskwie. Byłem tam jako przedstawiciel tych Polaków! Pamiętam pierwszy zjazd Polonii i Polaków z całego świata latem 1992 roku w Krakowie. Byłem tam jako delegat Kazachstanu! Ile wtedy tam powiedziano pięknych słów o wolności, prawach obywatelskich i wspólnej Ojczyźnie; o tym, że Polska jest matką wszystkich Polaków!

Wtedy też po raz pierwszy oficjalnie była poruszona kwestia repatriacji kazachstańskich Polaków – zesłanych tam właśnie za swoją polskość. Tym, którzy nie będą chcieli wrócić do dawniej ojczyzny, Polska obiecała pomagać na miejscu. Nikt do tej pory nie wie, co w tym przypadku oznaczało słowo „pomagać”. Najprawdopodobniej nic. Bo trudno sobie wyobrazić, jak realnie miałaby to Polska robić na taką odległość – prawie 5 tys. km.

Przeciwnicy repatriacji

Przeciwników repatriacji w Polsce nigdy nie brakowało. Ale zawsze musieli to tłumaczyć z jakimś wykrętem, dyplomatycznie. Nieraz słyszałem, że repatriacja toczy się tak rachitycznie z powodu kolejnej złej ustawy o repatriacji. Mówili, że trzeba uchwalić jej nową wersję. Słyszałem to i głęboko się zastanawiałem, czy to mówią rozumni, rozsądni ludzie?! Lata im były potrzebne, by dojść do kolejnego wniosku, że wszystko, co robili, było marnotrawstwem czasu i pieniędzy; i trzeba to wszystko zaczynać od początku!

A ile za te lata dyskutowania nad tymi nieudanymi ustawami zapłacono posłom, senatorom i różnym urzędnikom pieniędzy… Przecież za te pieniędzy można by było sprowadzić do Polski chyba połowę moich ziomków! Tym bardziej że jest wzorowy przykład chociażby Niemiec, które w dużo krótszym okresie sprowadziły z byłego ZSRR do 2 mln swoich rodaków! A Polska może z 10 tys. Tylko nie mówcie mi, że taka różnica w porównaniu z Niemcami to dlatego, że Niemcy są wielokrotnie bogatsze. Nie mówcie też, że nie jesteśmy tak zorganizowani jak Niemcy. Jakbyśmy nie wątpili w słuszność wielu podejmowanych w tej sprawie decyzji i w organizatorskie zdolności miłościwie nam panujących, trudno uwierzyć, żeby we władzach naszego kraju (i to za rządów różnych partii) było aż tylu niemądrych ludzi, że przez tyle lat nie wiedzieli, co czynią, a raczej: czego nie czynią. Więc dlaczego to, co się nazywa w Polsce repatriacją, faktycznie jest jej parodią?

Po długich, wieloletnich rozważaniach doszedłem do jedynego możliwego wniosku: w Polsce nie chcą tych ludzi. Ktoś powie: ale dlaczego i kto nie chce, kiedy ze wszystkich stron tak w mediach, jak też w społeczeństwie polskim nadal panuje przekonanie, że Polakom z Kazachstanu trzeba dać możliwość powrotu do Polski? Chociażby dlatego, że przyrost naturalny w kraju jest na tyle marny, a ludzie w produkcyjnym wieku tak masowo wyjechali „za chlebem” na Zachód, pozostając tam potem na zawsze, że Polska po prostu się wyludnia. Jest mnie przykro to pisać, jako katolikowi i patriocie, ale chyba prawdą jest, że ta repatriacja idzie tak marnie dlatego, że sprzeciwiają się jej nasz Kościół katolicki i polskie MSZ.

Dlaczego Kościół i MSZ wolą mieć Polaków w Kazachstanie

Tam, w Kazachstanie, my, Polacy, jak i inni naokoło, zawsze uważaliśmy, że Polak i katolik to jest jedno i to samo. Myśleliśmy, że Kościół polski chętnie przygarnie nas w ojczyźnie dziadków, pradziadków naszych. I dopiero tu, w Polsce, po latach zrozumiałem, jak się głęboko myliłem. Dla Kościoła katolickiego nie ma narodowości. I jeśli jeszcze w samej Polsce jedno z drugim praktycznie jest połączone, to im dalej od Polski, tym mniejsze ma to znaczenie. Więc gdzieś tam w Azji, Afryce, Ameryce Łacińskiej, gdzie o Polsce mało co słyszeli, księża za jednego miejscowego nawróconego na katolicyzm aborygena chętnie oddadzą trzech prawosławnych Rosjan, dwóch Niemców luteran i jednego niewierzącego Polaka. Dla rzymskiego katolickiego Kościoła najważniejsze jest, jakiej ty jesteś wiary, a nie narodowości! A Polacy w Kazachstanie mają propagować katolicyzm. Dla dobra Kościoła, rzecz jasna!

Drugą instytucją, która ma ogromny wpływ na los Polaków w Kazachstanie, jest polski MSZ. Niestety, tu też „kazachstańczycy” mają ogromnego pecha. Jakoś inne kraje, chociażby Kanadyjczycy, robią w Kazachstanie swoje interesy, nie mając tam ani jednego swojego rodaka. Polskiemu MSZ-owi zaś do robienia tam interesów potrzebni są w stepach właśnie rodacy. I to te dwie instytucje odpowiadają za prawdziwy dramat Polaków w Kazachstanie. I to tylko dlatego, żeby przez nich rozpowszechniać katolicyzm w stepach i robić swoje polityczne i handlowe interesy – za cenę ciężkiego losu, a nawet życia swoich rodaków!

Watykan już w naszych czasach kilkakrotnie przepraszał cały świat za swoje średniowieczne praktyki, kiedy to za pomocą szubienic i stosów „uczył prawdziwego katolicyzmu” Indian, czarnoskórych, a i Europejczyków też. Teraz na stosach nie palą. Ale czy pozostawiając w Azji, wbrew ich woli, Polaków na nędzne życie daleko poza ojczystą ziemią, daleko odszedł nasz Episkopat, z moralnego punktu widzenia, od poglądów swoich średniowiecznych kolegów: wprowadzając katolicyzm wszędzie i za wszelką cenę?

O polityce MSZ w tej sprawie nawet pisać mi się nie chce. Polityka to jest brudna rzecz. Więc i MSZ utrzymuje tam Polaków dla mało realnych, wręcz złudnych marzeń, że niby to dzięki obecności w tych stepach rodaków z Kazachstanu popłynie do Polski tania ropa, gaz, jakieś tam jeszcze surowce. Na razie płyną jednak tylko łzy moich i państwa rodaków.

Z takimi potężnymi przeciwnikami, jak Kościół i MSZ, moi ziomkowie, rzecz jasna, walczyć nie są w stanie. To tylko w Biblii Mojżesz z pomocą Boga wyprowadził Żydów do Ziemi Obiecanej. Dziś nie ma Mojżesza, a ustawa o repatriacji pozostaje jedynie obiecaną. Co jest w tej sprawie szczególnie przykre, to to, że w Kazachstanie swoje interesy robi wiele krajów, w tym europejskich. Ale za wyjątkiem Rosji i Polski nikt tam swoich rodaków za zakładników własnych interesów nie trzyma.

Dla wszystkich znalazło się miejsce, tylko nie dla Polaków

Kiedy byłem jeszcze działaczem polonijnym w Kazachstanie, a i w pierwszych latach tu, w Polsce, starałem się zawsze dodawać swoim rodakom otuchy. Powtarzałem im: Polska was lubi, pamięta o was, pomoże wam z powrotem do Ojczyzny. Mówiłem im o tym na żywo, pisałem w swoich książkach, w gazetach. Teraz z przykrością muszę stwierdzić: oszukiwałem swoich ziomków… Chociaż to nie ja kłamałem. Ja po prostu naiwnie wierzyłem władzom polskim. Że o nas pamiętają, nas lubią, a jedynie nie ma w Polsce tyle miejsca i środków, żeby nas tak szybko sprowadzić.

A teraz ja, Drodzy Czytelnicy, podam Wam najnowsze cyfry i fakty na ten temat. A wiadomo, fakty to rzecz uparta! A więc w ciągu ostatnich kilku lat, ratując się przed represjami Łukaszenki, w Polsce znalazło sobie miejsce grubo ponad 100 tys. Białorusinów! A tu jeszcze ta wojna w Ukrainie, organizacja krucjaty przeciwko Rosji. Potrzeba ogromnych pieniędzy! Skąd wziąć? Oczywiście znów zaoszczędzając na repatriacji. W ciągu ostatnich paru lat schronił się w Polsce przed wojną Putina ponad 1 mln uchodźców. A przedtem jeszcze tysiące uchodźców z Kaukazu.

Dla wszystkich ich znalazło się miejsce, schronienie w Polsce. Dla wszystkich, tylko nie dla Polaków! A przez ponad 35 lat nowej, demokratycznej Polski sprowadzono z Kazachstanu do ojczyzny niecałe 10 tys. „ukochanych rodaków”. Jeszcze lata temu w jednej z polonijnych audycji redaktor prowadzący program obliczył, że jeśli repatriacja nadal będzie iść w tak żółwim tempie, to skończy się dopiero grubo za 100 lat. Redaktor mocno się przeliczył. Skończy się o wiele wcześniej. Dlatego że później nie będzie komu spełniać warunków, żeby być repatriantem. O repatriacji bowiem może się ubiegać osoba, która ma w rodzinie dwóch pradziadków Polaków lub jednego z dziadków. A takich już teraz coraz mniej.

W Kazachstanie są dziesiątki narodowości. Polacy pośród nich to szczypta cukru w wiadrze wody. Chcąc nie chcąc, asymilują się, rozpuszczają w kazachskiej wodzie. Już teraz w rodzinie chociażby mojej siostry, która przeprowadziła się do Rosji, są: Polacy, Białorusini, Rosjanie, Niemcy. Ja nie wierzę, że politycy, którzy bez końca przerabiają ustawę o repatriacji, są na tyle niemądrzy, że nie rozumieją tego, że dosłownie z każdym rokiem coraz mniej potomków Polaków będzie miało prawo, a i chęci wracać do swej niezbyt gościnnej matki – Polski. Widocznie właśnie na to liczą władze i Kościół polski. Ale w takim razie niech to przyznają i powiedzą o tym szczerze i głośno. Przecież nas cały czas uczą mówić „prawdę, całą prawdę i tylko prawdę”. Prawdę mówię, Moi Drodzy Czytelnicy, nie?

Autor

Anatol Diaczyński

Dawny działacz polonijny w Kazachstanie, literat polski

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *