Niewielu polityków z ekipy rządzącej zdołało nagromadzić tylu antagonistów, co znawczyni spraw rosyjskich Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Jednym z powodów jest fakt, że wyraźnie wykracza poza schematy, w których, jak się zakłada, mogą funkcjonować kobiety w polskiej polityce. Szefowa Polski 2050 nie jest oportunistką – broni swoich przekonań. Jej zaletami są śmiałość, stanowczość i efektywność. Jej słabością – deficyt umiejętności pracy zespołowej. Co nią motywuje? Według większości naszych interlokutorów – władza. Choć jej zwolennicy utrzymują, że wpływ na rzeczywistość. Aktualnie usiłuje dostać się do politycznej elity. Czy w tym starciu partyjni koledzy zbiorowo wystąpią przeciwko niej niczym Brutus?

- Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz to ceniona ekspertka w zakresie zagadnień rosyjskich
- Angażując się we współpracę z Szymonem Hołownią z eksperta przeistoczyła się w polityka
- Stara się o wejście do politycznej ekstraklasy – aspiruje do stanowiska wicepremier z ramienia Polski 2050
- Posiada jednak spore grono przeciwników – nie tylko w ugrupowaniach koalicyjnych, ale i we własnej formacji
- Dodatkowe informacje o biznesie znajdziesz w serwisie Businessinsider.com.pl
— Ona wierzy w to, co robi. Wstąpiła do polityki, aby coś zdziałać dla społeczeństwa. Mówi to, co myśli, bez względu na to, czy to szkodzi rządowi, czy też nie. Broni tego, w co jest przekonana. Nie kieruje się koniunkturalizmem — tak o polityk Polski 2050 mówi jej przychylny rozmówca. Charakteryzuje ją jako „profesjonalistkę, technokratkę”.
Z kolei krytyk ministry twierdzi, że postępuje jak „premier alternatywnego gabinetu”, a jej dążenia są olbrzymie, pragnęłaby być premierem. — To postać bardzo wymagająca, przeświadczona o swojej misji, powołaniu do większych zadań — zaznacza.
Jest kandydatką Polski 2050 na stanowisko wicepremiera. Słyszymy, że pragnie nim zostać, aby efektywnie wdrożyć średnioterminową strategię rozwoju kraju do 2035 r., która ma zastąpić Plan Morawieckiego.
W zakulisowych rozmowach najwięcej emocji i domysłów wzbudza jej relacja z Rosją. Nie tylko dlatego, że jej mama jest Rosjanką, ale także ze względu na jej silne zaangażowanie w politykę odnowy relacji z Rosją, nawet po aneksji Krymu. Znany ekspert do spraw wschodnich ucina jednak te spekulacje w rozmowie z nami i zapewnia, że interes państwa polskiego zawsze był dla niej najważniejszy.
Ma wielu wrogów. Przyczyniają się do tego nie tylko jej ambicje, czy też zawziętość, ale i podejście do ludzi. — Zwracanie uwagi na odczucia innych nie jest dla niej czymś naturalnym. Brakuje jej subtelności, koncentruje się na celu, przez co zapomina, że do jego osiągnięcia potrzebni są ludzie — słyszymy. Stanowczo wyraża swoje opinie, czasem w tonie mentorskim, co nie podoba się ludziom. — Jest nielubiana, ponieważ mówi, co czuje — potwierdza inny rozmówca.
Zapisz się na „Prawo i biznes” — nowy newsletter Business Insidera
Pełczyńska-Nałęcz dysponuje wąskim kręgiem sojuszników
Jej najbliższym współpracownikiem jest jej zastępca w ministerstwie funduszy i polityki regionalnej Jan Szyszko. Od lat blisko współdziała również z obecnym szefem Kancelarii Sejmu, a w przeszłości ministrem w rządach PO-PSL, Jackiem Cichockim. Do grona jej sojuszników zalicza się również przewodniczący klubu parlamentarnego Polski 2050 Paweł Śliz. Przychylny jej jest także dyrektor gabinetu Hołowni Stanisław Zakroczymski.
Ma mocne relacje z samym Hołownią. — Potrafi u niego wszystko wywalczyć, często zmieniał zdanie pod jej wpływem. Jako piastująca urząd ministra regularnie bywała w Sejmie, by wymuszać u niego swoje postulaty — opisuje nasz rozmówca. W opinii innego „Hołownia nigdy nie zgodziłby się na formalne bycie numerem dwa, ale w rzeczywistości to ona była numerem jeden”.
x.com
O dostęp do jego uwagi miała rywalizować z europosłem Michałem Koboską. Konflikt z nią miał również spowodować opuszczenie otoczenia Hołowni przez ekonomistę Pawła Wojciechowskiego. Do grona jej adwersarzy zalicza się m.in. Paulinę Henning-Kloskę, Joannę Muchę czy Ryszarda Petru. — Ci, którzy za nią nie przepadają w partii, to osoby, z którymi kiedyś wygrała, szukają rewanżu — twierdzi sojusznik ministry.
Skąd bierze się ten wpływ na Hołownię? Zdaniem niektórych może to wynikać ze swoistego kompleksu marszałka, że „ona realizuje, a on jest niezdecydowany”.
Inni tłumaczą, że Hołownia ceni jej fachowe podejście zgodne z zasadą „evidence-based” (oparte na dowodach). — To właśnie to podejście i jej skuteczność spodobały się Hołowni. Z pewnością ją szanuje, uważa, że jest bardzo propaństwowa, bo taka jest — i to docenia — wymienia nasz rozmówca.
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz to uznana ekspertka do spraw Rosji
Pełczyńska-Nałęcz przyszła na świat 26 października 1970 r. w Warszawie. Jest córką Rosjanki Swietłany i profesora matematyki Aleksandra Pełczyńskiego. Ma trójkę potomstwa. Doskonale posługuje się językiem angielskim i rosyjskim.
W 1994 r. ukończyła socjologię na Uniwersytecie Warszawskim, a w 1999 r. uzyskała stopień doktora w Polskiej Akademii Nauk.
Wiele lat pracowała w Ośrodku Studiów Wschodnich. Pełniła tam m.in. funkcję kierowniczki działu rosyjskiego i zastępczyni dyrektora. Jest uznaną specjalistką od Rosji.
Podwładni z tamtych czasów podkreślają jej profesjonalizm i wiedzę, które wywoływały podziw. — Najlepsza z moich przełożonych. Jest bardzo wymagająca, ale ja to doceniam — wskazuje jedno ze źródeł.
W 2011 r. wzięła udział w konkursie na stanowisko dyrektorki OSW, jednak przegrała z Olafem Osicą, który zwyciężył, mimo że de facto był spoza organizacji — jej wicedyrektorem został krótko wcześniej. Jak słyszymy, Osica był protegowanym ważnego polityka PO, współzałożyciela OSW Bartłomieja Sienkiewicza. Oceniono to jako brak zaufania wobec Pełczyńskiej-Nałęcz, która miała narazić się zbytnią niezależnością.
Od 2011 do 2012 r. reprezentowała OSW w Brukseli. W tamtym czasie należała również do Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych.
Za rządów PO-PSL Pełczyńska-Nałęcz była wiceministrą spraw zagranicznych
W styczniu 2012 r. dołączyła do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, którego ówczesny szef, Radosław Sikorski potrzebował na stanowisku wiceministra kobiety i eksperta od Wschodu. W lipcu 2014 r. otrzymała natomiast nominację na ambasadora RP w Moskwie. Latem 2016 r., już za rządów PiS, zakończyła misję, po złożeniu rezygnacji.

W tamtym okresie obowiązywała koncepcja tak zwanego resetu w stosunkach z Rosją. Według naszego rozmówcy, Pełczyńska-Nałęcz była wówczas emocjonalnie bardzo zaangażowana w reset. Nawet po aneksji Krymu — w 2014 r. — uważała, że w interesie Polski leży normalizacja stosunków z Moskwą, a priorytetem powinno być pozbycie się etykietki najbardziej rusofobicznego kraju świata.
W marcu 2014 r., pomimo lutowej agresji Rosji na Krym, polskie ministerstwa spraw zagranicznych i kultury informowały, że trwają przygotowania do obchodów Roku Polski w Rosji i Roku Rosji w Polsce w 2015 r. To właśnie Pełczyńska-Nałęcz miała być główną orędowniczką takiego podejścia. Podtrzymywała je jeszcze w 2016 r. w raporcie sygnowanym przez Fundację Batorego, gdzie dowodziła, że odmowa dialogu z Moskwą to w istocie akceptacja na to, czego Polska zawsze się obawiała: na prowadzenie „rozmów ponad naszymi głowami”.
x.com
Inny ekspert potwierdza, że bardzo angażowała się w politykę resetu i nawet po aneksji Krymu zakładała, że świat się z nią prędzej czy później pogodzi. — Uważała, że nie powinniśmy dać sobie narzucić narracji, w której nasza polityka wobec Rosji jest nieracjonalna — oparta o uprzedzenia, fobie, nieumiejętność rozmowy z Rosją — opisuje.
Podkreśla jednocześnie, że nigdy nie była wobec Rosji naiwna, nie była rusofilką, nie starała się Rosji tłumaczyć, wybielać, czy też jej sprzyjać.
— Zawsze zajmowała stanowisko krytyczne, ale bardzo zaangażowała się w próbę pozbycia się przez nas miana rusofobów, za sprawą którego Rosjanie, ale także Niemcy uważali, że Polaków nie trzeba słuchać, ponieważ mają obsesję na punkcie Rosji. Takie nastawienie do Polski występowało na przykład w sprawie gazociągów Nord Stream — słyszymy.
Pełczyńska-Nałęcz z eksperta przeobraziła się w polityka Polski 2050
Po powrocie do Polski w 2016 r. trafiła do Fundacji Batorego, kierowanej wtedy jeszcze przez prof. Aleksandra Smolara. Miała tam popaść w konflikt, gdyż, jak słyszymy, tworzyła swój program bez konsultacji i trudno było z nią współdziałać. Oceniano to jako nielojalność i interpretowano jako jej dążenie do zaangażowania się w politykę.
W 2020 r. faktycznie znalazła się w sztabie wyborczym kandydata na prezydenta Szymona Hołowni i w tym samym roku została dyrektorką Instytutu Strategie 2050 — think tanku Polski 2050. Pełniła tę funkcję do wyborów parlamentarnych w 2023 r. wygranych przez partie, które tworzą obecny rząd, w tym Polskę 2050.
W wyborach nie kandydowała, jak zauważa nasze źródło „nigdy nie poddała się weryfikacji wyborczej”.
W gabinecie Tuska stanęła na czele Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej, a w 2024 r. została pierwszą wiceszefową Polski 2050.
W ministerstwie sprawnie przyczyniła się do odblokowania unijnych środków z Krajowego Planu Odbudowy dla Polski. Skutecznie zrealizowała kilka rewizji KPO. Minionego lata musiała zaś zmierzyć się z tak zwaną aferą KPO związaną z budzącym liczne wątpliwości rozdziałem pieniędzy dla branży hotelarsko-gastronomicznej. Symbolem tych nieprawidłowości stały się jachty, kupowane przez przedstawicieli branży za unijne fundusze. Przygotowała również projekt, będącej aktualnie w fazie konsultacji, średnioterminowej strategii rozwoju kraju do 2035 r.
Co najmniej równie mocno angażuje się w krytykę tak wpływowych graczy jak deweloperzy i banki. W efekcie jej działań Sejm uchwalił kilka ustaw uderzających w interesy branży deweloperskiej, w tym o jawności cen mieszkań. Stanowczo sprzeciwiała się również regulacjom o funduszach oferujących mieszkania na wynajem (REIT). Dla banków postulowała zaś podatek od „manny z nieba”. Konsekwentnie krytykuje także sektor bankowy na X za to, że w Polsce kredyty mieszkaniowe są znacznie droższe niż na Zachodzie.
Szefowa Polski 2050 rzuciła wyzwanie premierowi
Jeszcze przed wyborami miała być jednym z głównych przeciwników wspólnej listy wyborczej partii obecnej koalicji.
Za to, że niejednokrotnie prowadziła publiczne spory z innymi koalicjantami, jest wyjątkowo nielubiana, zwłaszcza w PO i PSL. — Zajmuje się wszystkim, tylko nie tym, co należy do jej ministerstwa — przez to była afera z KPO. Psuje plany rządowi — słyszymy.
Długo na jej celowniku był tak zwany kredyt zero procent, ostatecznie porzucony przez ekipę rządzącą. Mocno optowała również — nie zważając na propozycje resortów finansów i zdrowia — za znaczną obniżką składki zdrowotnej dla biznesu, ostatecznie zawetowaną przez poprzedniego prezydenta.
Według naszych rozmówców, w PO uchodzi za osobę, która niszczy wewnętrznie ten rząd i przez którą Rafał Trzaskowski przegrał wybory prezydenckie. Inne źródło dodaje: — Koalicjanci szanują jej umiejętności, a jednocześnie nie cierpią tego, że we wszystko się wtrąca.
Części obozu rządzącego mogła narazić się również tym, że po wygranych przez Karola Nawrockiego wyborach prezydenckich jednoznacznie wypowiadała się przeciwko teoriom o fałszerstwach. Jak słyszymy, jest socjolożką, zna się na nastrojach społecznych, a sprawą fałszowania wyborów zajmowała się w kontekście Rosji. Wie zatem, jak fałszuje się wybory i uważa, że w Polsce nie zostały sfałszowane.
Kilka niezależnych od siebie źródeł przekonuje nas również, że ministra regularnie używa w rozmowach z szefem rządu argumentu, że stoi za nią 13 posłów i w razie czego odejdzie z nimi.
— Tusk nie zapomina, jego podejście jest chłodne, pragmatyczne, poczeka — komentuje rozmówca.
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz gra o najwyższą do tej pory stawkę
Pod koniec września Hołownia, który — na mocy umowy koalicyjnej — w listopadzie ma pożegnać się z fotelem marszałka Sejmu, ogłosił chęć objęcia stanowiska Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców (UNHCR). Pełczyńska-Nałęcz otrzymała zaś od partii rekomendację na należne Polsce 2050, po ustąpieniu Hołowni z marszałkowania, stanowisko wicepremierki. Poparło ją 16 członków klubu parlamentarnego, a 14 zagłosowało na ministrę klimatu Paulinę Henning-Kloskę. Nasi rozmówcy odbierają to jako upokorzenie ministry funduszy.

Henning-Kloska współdziała z Ryszardem Petru, który publicznie krytykuje Pełczyńską-Nałęcz za zbyt konfrontacyjną politykę wobec koalicjantów. Petru, tak jak ministra funduszy, zapowiada walkę o przewodnictwo w partii w styczniowych wyborach.
Kwestią sporną jest jednak, czy Petru zbierze wymagane podpisy.
Relacje obu pań podobno nie są wrogie, ale różnią je wizje — Pełczyńska-Nałęcz chce iść własną drogą, a Henning-Kloska — w sojuszu z PO.
Co znamienne Henning-Kloskę ostatnio na X pochwaliła europosłanka KO, była prezydentka Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz.
x.com
— Może nawet zostanie tą wicepremierką, tylko co z tego, skoro w styczniu, po wyborach szefa ugrupowania, partia może się rozpaść, ponieważ Henning-Kloska i Petru ze swoimi zwolennikami opuszczą jej szeregi — słyszymy.
Inny rozmówca podkreśla natomiast: — Jej kandydatura to prowokacja wobec Tuska. Ona nie jest osobą od szukania kompromisu. Nie ma żadnych zdolności zdobycia nowych czy odzyskania starych zwolenników partii Hołowni. Jej konfrontacyjna linia wykańcza koalicję rządzącą.
Jej sojusznik zdecydowanie sprzeciwia się jednak takiemu przedstawianiu sprawy. — Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Andrzej Domański, Stefan Krajewski, Adam Nowak, Miłosz Motyka — to lista ministrów, z którymi świetnie współpracuje — zapewnia.
Lady Makbet polskiej polityki czy ofiara mizoginii
Jakie ma ambicje? — pytamy jedno ze źródeł. — Jej ambicje? Nie mają granic, chciałaby wszystko dla siebie. Nie waha się użyć jakichkolwiek środków, aby to osiągnąć — wspina się na szczyt, a gdy jedna droga się kończy, przeskakuje na drugą. Jest nienasycona. Aby zrealizować cel, nie boi się zawrzeć układu z diabłem — słyszymy.
Z kolei zdaniem jej współpracownika, „napędza ją wpływ na to, jak wygląda kraj i możliwość dokonywania zmian”. Jej głównym celem jest zaś uchronienie kraju przed koalicją PiS-Konfederacja.
Pojawiają się też takie opinie, że dla silnych, odważnych kobiet nie ma miejsca w polskiej polityce. Jeżeli zostanie wicepremierką, będzie pierwszą kobietą na tym stanowisku w obecnym rządzie. Zresztą lipcową rekonstrukcję rządu negocjowało 13 mężczyzn, a jedyną kobietą była właśnie ona.
Otwartym pozostaje pytanie, czy rozważa pójście w ślady Jarosława Gowina, który ponad dekadę temu opuścił PO dla sojuszu z zmierzającym do władzy PiS. Ministra funduszy, zakładając, że obecna koalicja przegra następne wybory, może myśleć o przejściu na drugą stronę.
Pewne jest natomiast, że jak zawsze, będzie przekonana do swoich racji. Tak było również w 2013 r., gdy — według naszych rozmówców — głosiła tezę, że stosunki polsko-rosyjskie są w najlepszym punkcie w naszej kilkusetletniej historii…
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Źródło