Rekordzista z Poznania dostał 179 tys. zł. Tak wielkie firmy farmaceutyczne opłacają lekarzy

Ponad pół miliarda złotych transferów na rzecz polskich lekarzy i instytucji związanych z leczeniem w Polsce dokonały wielkie koncerny farmaceutyczne w ubiegłym roku. Wszystkie, które były do tego zobowiązane, już utworzyły tzw. raporty przejrzystości, umieszczając w nich nazwiska lekarzy, którzy sobie tego nie zastrzegli.

Koncerny farmaceutyczne wykładają duże środki, żeby dotrzeć do lekarzy, od których w praktyce zależy, jaki lek zostanie przepisany
Koncerny farmaceutyczne wykładają duże środki, żeby dotrzeć do lekarzy, od których w praktyce zależy, jaki lek zostanie przepisany | Foto: Pawel_Brzozowski / Shutterstock
  • W raportach przejrzystości wielkich firm farmaceutycznych znalazły się nazwiska polskich lekarzy i instytucji służby zdrowia
  • Z ponad pół miliarda złotych wydanych przez koncerny jedna trzecia trafiła do lekarzy
  • Lekarze otrzymywali transfery głównie w formie wynagrodzenia za usługi oraz refundacji kosztów podróży i hoteli na organizowane dla nich szkolenia
  • Więcej informacji o biznesie znajdziesz na stronie Businessinsider.com.pl

532 mln zł transferów na „działalność badawczo-rozwojową” wyasygnowały w 2023 r. firmy farmaceutyczne z zagranicy i polski z przeznaczeniem dla polskich lekarzy, firm konsultingowych, zrzeszeń lekarskich i pielęgniarskich oraz fundacji — wynika z naszego podsumowania danych ujawnionych przez 20 firm z sektora. Z tego około jednej trzeciej trafiło do lekarzy, a to za usługi, a to na opłacenie zwykle zagranicznych i nietanich szkoleń i sympozjów.

Krajowe firmy farmaceutyczne też prowadzą politykę transferowania środków do lekarzy i instytucji służby zdrowia, jest to jednak margines. Według danych zebranych przez Polski Związek Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego krajowe podmioty wydały na takie cele 23 mln zł spośród 532 mln zł, czyli nieco ponad 4 proc.

HtmlCode

Przejrzeliśmy raporty przejrzystości 20 wielkich firm — w większości są to światowe giganty — i możemy powiedzieć, że to potężne źródło finansowania życia wielu polskich lekarzy.

Mniejsze lub większe środki dostają od nich tysiące lekarzy, część z nich zastrzegła, żeby nie podawać ich nazwisk. Dla przykładu Pfizer informuje, że w jego przypadku zastrzegło to sobie łącznie aż 968 doktorów i profesorów, w AstraZenece 2,4 tys. i podobna liczba w Boehringer Ingelheim, w Angelini Pharmie ponad tysiąc, a w Novartisie prawie 900. Mimo to na listach są jeszcze tysiące nazwisk z konkretnymi kwotami przekazanymi na ich rzecz przez big pharmę. Przyjrzyjmy się rekordzistom.

Lider dostał 179 tys. zł

I tak największą kwotę od jednego koncernu dostał wrocławski właściciel prywatnej praktyki lekarskiej, któremu GlaxoSmithKline przetransferowało w ubiegłym roku 116 tys. zł za świadczone dla koncernu usługi, z tego 109 tys. w formie wynagrodzenia.

Na drugim miejscu jest lekarka, pediatra oddziału obserwacyjno-zakaźnego firmy Medycyna Prywatna w Poznaniu, która otrzymała 102 tys. zł, z czego 100 tys. zł w formie wynagrodzenia. Też od GlaxoSmithKline.

Na trzecim jest lekarz oddziału nefrologii, chorób wewnętrznych i medycyny rodzinnej Szpitala Bielańskiego w Warszawie. Od AstraZeneki otrzymał transfery w wysokości 96 tys. zł, w tym 63 tys. jako wynagrodzenie za usługi, a 27 tys. jako refundacja kosztów podróży i hoteli plus 5 tys. zł opłat rejestracyjnych podczas organizowanego przez farmaceutyczną firmę wyjazdu szkoleniowego.

Ex aequo z nim jest poznański lekarz onkolog z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego. W tym przypadku nie sama AstraZeneca była jednak dostarczycielem dodatkowych przychodów. Ten sam lekarz z innego miejsca pracy, a konkretnie z prywatnej praktyki, pobierał środki od innego koncernu. Od GlaxoSmithKline dostał 83 tys. zł, głównie w formie wynagrodzenia. Łącznie mógł się cieszyć w ciągu ubiegłego roku ze 179 tys. zł dodatkowych dochodów, tj. poza tymi z pracy w szpitalu i prywatnej praktyce. To daje mu pozycję oficjalnego lidera w stawce lekarskiej w Polsce pod względem zarobków pobieranych od koncernów farmaceutycznych.

Z osób publicznych z transferów od Pfizera korzystał np. obecny szef Głównego Inspektoratu Sanitarnego, dr Paweł Grzesiowski, który dostał w 2021 r. od GSK 35 tys. zł w formie wynagrodzenia, a w kolejnym roku prawie 7 tys. zł.

Czytaj też: Skandal z cateringiem w szpitalach. GIS: inspekcja sanitarna jest jak bezzębny trójząb

Od trzech naraz

Znaleźliśmy też dwóch rekordzistów, ale nie jeśli chodzi o wartość, ale o liczbę koncernów, które im płacą. W trzech różnych miejscach pracy uznany pulmonolog i alergolog z Łodzi pobierał transfery od trzech firm: Glaxo, AstraZeneca oraz Angelini Pharma. Łącznie dostał 107 tys. zł w ciągu roku.

Dalszy ciąg tekstu pod materiałem wideo

Między kontrolą a samodzielnością: jak rozwijać zdrowe nawyki finansowe u dzieci i młodzieży?

W kilku różnych miejscach pracuje też onkolog z Warszawy, pracownik m.in. Polskiego Towarzystwa Chirurgiczno-Onkologicznego i wypłaty pobrał w ubiegłym roku od trzech różnych koncernów: Pierre Fabre, Novartis i Bristol Myers Squibb. Łącznie było tego 79 tys. zł. Z tego można nawet wysnuć wniosek, w jaki sposób dochodzi do zawierania podobnych umów.

Nierzadko oczekując w kolejce na wizytę do lekarza np. internisty, zdarzyło się wszystkim zapewne przepuścić osoby przyjmowane przez lekarzy poza kolejnością, tak „na chwilkę”. Wchodzą z jakąś teczką z dokumentami i zaraz wychodzą. Jest duże prawdopodobieństwo, że są to właśnie przedstawiciele firm farmaceutycznych.

Nie jest przy tym tak, że wszyscy lekarze otrzymują „kokosy”. Zazwyczaj są to kwoty rzędu tysiąca złotych rocznie na lekarza, a tylko część dostaje naprawdę spore pieniądze, miły dodatek do standardowej pensji w przychodni czy szpitalu.

Podróże kształcą

Ciekawe są też praktyki poszczególnych koncernów. Niektóre ewidentnie preferują doszkalanie lekarzy w atrakcyjnych miejscach, zamiast płacić wynagrodzenie. I tak japońska Takeda Pharma czterem polskim lekarzom zafundowała wyjazdy — prawdopodobnie do Japonii — warte ponad 40 tys. zł.

Czytaj też: Polska jest prawdziwą potęgą, jeśli chodzi o szpitalne łóżka

Najwięcej skorzystała lekarka gastrolog ze szpitala przy ul. Wołoskiej w Warszawie, której Takada sfinansowała podróże i hotele za łącznie 71 tys. zł. Za 50 tys. zł podróżowała na koszt Japończyków również lekarka gastrolog, tyle że pracująca w Międzychodzie.

Ewidentnie koncernowi zależy na tym, żeby polscy pacjenci gastrologiczni leczyli się ich lekami.

Nie tylko lekarze

Jak wspomnieliśmy wyżej, lekarze dostają tylko część transferów od firm farmaceutycznych do lecznictwa w Polsce. Badanie PZPPF wykazało, że do lekarzy trafia 35 proc. z polskich firm, a do podmiotów instytucjonalnych 63 proc. Wśród tych ostatnich są organizacje zrzeszające lekarzy, pielęgniarki, ale też firmy prywatne, które świadczą różnego rodzaju usługi.

I tak najczęściej w sprawozdaniach wśród firm, które dostają duże pieniądze, przewija się nazwa spółki Termedia. Powyżej 500 tys. zł w ciągu roku płacili jej: Pfizer, GSK, AstraZeneca, Lilly, Boehringer Ingelheim, Novo Nordisk, Biogen, Berlin-Chemie, Chiesi, Leo Pharma. Łącznie spółka dostała z tego tytułu 5,8 mln zł w formie umów sponsoringu lub wynagrodzeń.

Czytaj też: Polskie szpitale z AI. „Różnica jest odczuwalna natychmiast po wejściu na salę operacyjną” [WYWIAD]

Termedia zajmuje się organizowaniem konferencji, kongresów i zjazdów medycznych, jest wydawcą czasopism i książek medycznych.

Największym wartościowo odbiorcą zleceń od „wielkiej farmaceutyki” był Narodowy Instytut Onkologii w Warszawie. Państwowa placówka otrzymała łącznie 4,2 mln zł od Pfizera, AstraZeneki i Mercka jako darowizny (1,4 mln zł) i wynagrodzenie za usługi (2,5 mln zł). Laboratorium Oncogene Diagnostics w Krakowie otrzymało niewiele mniejszą kwotę, bo 4,1 mln zł od AstraZeneki.

Wspominaliśmy wyżej, że nie tylko zagraniczne potęgi farmaceutyki transferowały do polskich lekarzy, instytutów, szpitali i fundacji pieniądze, realizując własne cele, ale robili to też polscy producenci leków. Polpharma dla przedstawicieli zawodów medycznych przeznaczyła 4 mln zł, a Adamed 0,8 mln zł.

Wysłaliśmy do Ministerstwa Zdrowia prośbę o komentarz do powyższych danych. Skoro koncerny z taką, a nie inną formą promocji swoich produktów próbują trafić do lekarzy, a nie pacjentów, to znaczy, że o zakupie nie decyduje zazwyczaj pacjent, ale właśnie lekarz. Dodatkowo to nawet często nie pacjent musi płacić, ale większość pokrywana jest z refundacji, a tę państwo finansuje z podatków i ze składek zdrowotnych. Stąd pytanie do ministerstwa o komentarz. Odpowiedź opublikujemy po jej otrzymaniu.

Autor: Jacek Frączyk, redaktor Business Insider Polska

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *