Ostatnio pojawił się pomysł opodatkowania pustostanów. Przedstawiamy kilka ciekawych wniosków i przemyśleń związanych z koncepcją nowej daniny.
Osobliwa jest dyskusja na temat zmian opodatkowania nieruchomości w Polsce. Przykładem niech będzie podatek katastralny. Politycy z pomocą dziennikarzy co jakiś czas odgrzewają ten temat. Praktycznie wcale nie mówi się jednak o ponad dwudziestoletnich zmaganiach państwa ze stworzeniem systemu ZSIN. Miał być on podstawą do wprowadzenia masowej wyceny nieruchomości na potrzeby podatku katastralnego, lecz wciąż nie jest gotowy. Czy uda się go ukończyć choćby do 2030 roku? Nie wiadomo.
Możemy mieć jednak pewność, że powracać będzie inny nośny temat podatkowy. Chodzi o podatek od pustostanów. Niedawno ogłoszony przez Lewicę pomysł jego wprowadzenia jest bardzo ogólny, co rodzi wątpliwości, ale i ciekawe przemyślenia – nie tylko podatkowe. Prezentują je eksperci RynekPierwotny.pl.
Jeden spis na 10 lat z pewnością nie wystarczy
Dobra polityka mieszkaniowa (w tym również dotycząca pustostanów) powinna bazować na twardych danych. Tutaj napotykamy problem. Chodzi o brak regularnego monitorowania liczby pustostanów przez państwo – na przykład na podstawie danych o zużyciu prądu. W obecnej sytuacji muszą nam wystarczać wyniki spisu powszechnego przeprowadzanego raz na 10 lat. W dodatku spis z wiosny 2021 r. był prowadzony w warunkach pandemii COVID-19, co jak przyznał sam GUS, mogło wpłynąć na wykazaną liczbę pustostanów – zwłaszcza na terenie dużych miast. Chodzi w tym kontekście głównie o popularność pracy i nauki zdalnej.
W warszawski spisowy wynik na poziomie ponad 200 000 pustostanów po analizie zużycia prądu (z dłuższego okresu niż wiosna 2021 r.) powątpiewają autorzy raportu „Czy wiemy, ile nas jest? O potrzebie reformy sposobu pomiaru liczebności i struktury populacji”. Mowa o raporcie przygotowanym przez Fundację Batorego i Unię Metropolii Polskich.
Czy jednak przyjęcie założenia, że odsetek stołecznych pustostanów jest bliższy poziomowi 10%, a nie spisowemu 20% może wpłynąć na decyzje podatkowe rządu? Wydaje się, że tak – np. w kwestii tego, ile mieszkań rozważany podatek przy danej stawce mógłby ewentualnie przywrócić na rynek najmu. Nawiasem mówiąc, są inne sposoby zwiększania podaży na rynku najmu – związane np. z zapewnieniem lokali eksmisyjnych i przyspieszaniem eksmisji.
Dyrektywa EPBD wymusi liczenie pustostanów
Ciekawą kwestią wydaje się też zróżnicowane podejście do pustostanów ze wsi i miast. Mianowicie dużo większym zainteresowaniem polityków oraz opinii publicznej cieszą się pustostany miejskie, a zwłaszcza wielkomiejskie. Tymczasem spis powszechny z 2021 roku, którego wiejskie wyniki wydają się bardziej wiarygodne, wykazał istnienie 568 400 niezasiedlonych mieszkań (lokali i domów) na wsi. W praktyce wiele z takich wiejskich pustostanów to niszczejące domy położone na terenie gmin, które już teraz szybko się wyludniają.
Zapomniane nie tylko przez właścicieli wiejskie pustostany niebawem mogą jednak zyskać na znaczeniu – wcale nie w podatkowym kontekście, który najbardziej interesuje część polityków. Pamiętajmy bowiem, że dyrektywa EPBD przewiduje możliwość niestosowania minimalnych wymagań dotyczących charakterystyki energetycznej do budynków „mieszkalnych użytkowanych lub przeznaczonych do użytkowania przez mniej niż cztery miesiące w roku albo (alternatywnie) w ograniczonym czasie w trakcie roku przy spodziewanym zużyciu energii poniżej 25% prognozowanego rocznego zużycia”. Nie wiemy, jak polski ustawodawca zamierza wprowadzić ten przepis do rodzimego prawa, aby zwolnić puste budynki z wymogów remontowych.
Czym właściwie jest mieszkaniowy pustostan?
W bardziej podatkowym kontekście warta rozważenia wydaje się odpowiedź na pytanie o to, czym właściwie jest mieszkaniowy pustostan. Ciekawe mogą być tutaj doświadczenia brytyjskie. Odpowiednik GUS-u z Wielkiej Brytanii, czyli Office for National Statistics (ONS), w czasie pandemicznej wiosny 2021 r. przeprowadził spis powszechny na terenie Anglii i Walii. W przypadku Anglii ten cenzus zakończył się wykazaniem dwukrotnie większej liczby pustostanów (bez wliczenia ”drugich domów”), niż wskazywały na to dane podatkowe. Jeżeli chodzi o Walię, to różnica była aż czterokrotna.
Jak ONS tłumaczy tak ogromne rozbieżności? Jako wyjaśnienie podawany jest nie tylko wpływ pandemii COVID-19. Analitycy ONS zwrócili uwagę, że dane podatkowe uwzględniają tylko domy i lokale puste od dłuższego czasu. W Anglii oraz Walii wyższe stawki podatku od nieruchomości (możliwe do zastosowania przez samorząd) obecnie dotyczą nieruchomości mieszkaniowych niezamieszkanych od co najmniej roku. Do tak zwanych „drugich domów” zastosowanie mają inne zasady. Urzędy posiadają dużą swobodę w określaniu, czy lokum jest zamieszkane – chociażby na podstawie listy wyborców lub rachunków za media.
Czy Vancouver na pewno może być wzorcem?
Jeżeli natomiast chodzi o popularny ostatnio przykład kanadyjskiego Vancouver, to warto wspomnieć, że właściciele nieruchomości mieszkaniowych z tego miasta co roku deklarują status domu/lokalu, czyli zamieszkanie lub brak zamieszkania. Lokalna administracja prowadzi wyrywkowe kontrole, w trakcie których właściciel domu lub mieszkania musi przedstawić dowody potwierdzające zamieszkanie. Za poświadczenie nieprawdy co do zamieszkania grożą surowe kary liczone nawet w tysiącach dolarów kanadyjskich.
Czy polscy właściciele domów i lokali oprócz samego podatku od pustostanów chętnie zaakceptowaliby taki system weryfikacji zamieszkania i poziom sankcji? Można mieć wątpliwości.