W lipcu 2022 r. pan Jacek uległ wypadkowi przy pracy. Stan mężczyzny, który pracował wówczas z mężem swojej szefowej, był na tyle poważny, że lekarze amputowali mu nogę. Choć od zdarzenia minęły ponad dwa lata, to pan Jacek nadal nie otrzymuje renty z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS). Wszystko przez to, że pracodawca nie dostarczył karty wypadku. Problem polega na tym, że z podejrzanym o doprowadzenie do nieumyślnego spowodowania obrażeń ciężkiej choroby i ciężkiego kalectwa nie ma kontaktu.

- Dwa lata temu pan Jacek stracił nogę po wypadku w pracy w firmie budowlanej. Sprawą zajęła się policja i prokuratura
- Pan Jacek złożył wniosek o rentę z ZUS. Zakład wydał decyzję odmowną z uwagi na brak jednego dokumentu
- Dokument może przygotować tylko zleceniodawca. Niestety, nie ma z nim kontaktu
52-letni mężczyzna, którego historię opisuje „Interwencja”, jest ojcem czwórki dzieci. Trzy lata temu pan Jacek podjął pracę w firmie budowlanej, gdzie na podstawie umowy zlecenie podejmował się dodatkowych robót. Teraz walczy nie tylko o wymierzenie sprawiedliwości, lecz również rentę z z tytułu niezdolności do pracy spowodowanej wypadkiem przy pracy lub chorobą zawodową.
Groźny wypadek przy pracy. Wydano postanowienie o postawieniu zarzutów
Mężczyzna przyznał w rozmowie z programem reporterskim, że w lipcu 2022 r. remontował dom jednorodzinny pod Warszawą. W pracy towarzyszył mu mąż prezeski firmy, która zajmowała się wycinaniem otworów w ścianach – Vadim K.
– Tego dnia pierwszy raz było wycinanie otworów w stropie. Na górze on wycinał, a ja na dole zgarniałem odkurzaczem wodę. W pewnej chwili on spadł na mnie z tym stropem – relacjonuje mężczyzna.
Pan Jacek, który wówczas znajdował się w ciężkim stanie, został przetransportowany helikopterem do szpitala, gdzie lekarze amputowali mu nogę. Sprawą wypadku zajęły się odpowiednie organy – policja i prokuratura.
Piotr Antoni Skiba, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie wyjaśnił w rozmowie z „Interwencją”, że w sprawie chodzi o „niedochowanie odpowiednich warunków zasad bezpieczeństwa i higieny pracy, co doprowadziło do nieumyślnego spowodowania obrażeń ciężkiej choroby, ciężkiego kalectwa”.
W postępowaniu, które obecnie jest zawieszone, wydano postanowienie o postawieniu zarzutów. – Policja nie prowadzi poszukiwań, gdyż ustalono miejsce pobytu podejrzanego kilka miesięcy temu. Miały zostać przeprowadzone czynności z tym podejrzanym – dodał rzecznik. Choć od zdarzenia minęły dwa lata, Vadim K. nadal nie trafił do prokuratury.
Nie ma podejrzanego, nie ma też dokumentów. A to oznacza, że nie ma renty z ZUS
Dziennikarze podjęli próbę kontaktu z Vadimem K. i jego żoną. Choć, ku zdziwieniu reporterów, zakończyła się ona sukcesem, to małżeństwo nie chciało rozmawiać na temat wypadku. Rzecznik prokuratury przyznał w rozmowie z „Interwencją”, że w sprawie mogliśmy mieć do czynienia z „biurokratycznym zwlekaniem ze strony policji„.
Co więcej, pan Jacek wnioskował o przyznanie odszkodowania i renty z tytułu niezdolności do pracy spowodowanej wypadkiem przy pracy lub chorobą zawodową, ale ZUS wypłaty drugiego z tych świadczeń odmówił. Mężczyzna żyje za niecały tysiąc złotych miesięcznie.
Choć Wojciech Ściwiarski z ZUS w Warszawie stwierdził, że organ „nie podważa choroby pana Jacka”, to nie może wypłacić renty z uwagi na brak karty wypadku.
Problem polega na tym, że poszkodowany nie może porozumieć się ze zleceniodawcą, który – jak przekonuje żona pana Jacka – twierdzi, że nie ma obowiązku sporządzania żadnego dokumentu, gdyż nie jest to obwarowane żadną karą. – Pan Jacek odwołał się od decyzji ZUS i sprawa aktualnie znajduje się w sądzie – dodał pracownik ZUS.