Chciałbym podpytać, gdzie byliście, ludzie żyjący w relacjach pozamałżeńskich, hetero- i homoseksualnych 1 czerwca tego roku, kiedy decydowało się, kto przejmie spuściznę po Andrzeju Dudzie? Jaka część z was oddała głos, pofatygowała się z domu, skoro kwestia legalizacji związków partnerskich jest dla was tak istotna?
Na prezydenta Polacy wybrali ultrakonserwatywnego Karola Nawrockiego i – przynajmniej w odniesieniu do sprawy związków partnerskich – trzeba będzie wykazać się cierpliwością.
Bogusław Chrabota
Reklama
Nie stawiam tego pytania bezpodstawnie; wedle danych zaprezentowanych przez „Rzeczpospolitą” blisko 10 proc. osób w miastach żyje w relacjach nieformalnych. Ale i na wsiach, w niewielkich miejscowościach to spora grupa. Gdyby cała zagłosowała, nie mielibyśmy dziś problemu, by porządny, wyważony, racjonalny projekt ustawy o statusie osoby bliskiej wszedł w życie. Co więcej, gdyby podpis miał złożyć oponent Karola Nawrockiego, to z pewnością mogłyby przejść dużo odważniejsze rozwiązania i nazewnictwo. Stało się inaczej; wyłoniliśmy prezydenta ultrakonserwatywnego i – przynajmniej w odniesieniu do kwestii związków partnerskich – trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość. Szczególną cierpliwość.
Reklama Reklama Prawo w Polsce Związki partnerskie. Rząd pokazał nowy projekt ustawy. Co zawiera?
W piątek przedstawiono założenia rządowego projektu ustawy o statusie osoby bliskiej w związku…
Czy istnieje perspektywa dla ustawy o związkach partnerskich?
„Ta ustawa nikogo nie usatysfakcjonuje” – piszą komentatorzy. Naturalnie, nie zadowoli dosłownie „wszystkich”. Przede wszystkim dlatego, że nie zostanie podpisana przez prezydenta. Ludzie z jego kręgu nawet w tej „zrównoważonej” wersji ustawy dostrzegają silny komponent ideologiczny. Wychodzącą ze strony „skrajnej” lewicy (Nowa Lewica i PSL – sic!) piekielną ideę obalenia świętej instytucji małżeństwa.
Wybaczcie; symulują, że dostrzegają. Bo przecież i oni mają jakieś mierzalne IQ i widzą, że w rzeczywistości to asekuracyjny, mdły, dalece kompromisowy projekt, który – poza tym, że pomoże jakiejś grupie ludzi w ważnych sprawach życiowych – ma demonstrować, że koalicja „realizuje” obietnice. I dlatego w niego uderzają; to jedynie polityczna gra przedwyborcza między koalicją a Prawem i Sprawiedliwością, którego przedstawiciele wciąż dominują w otoczeniu Nawrockiego. Oni kreują polityczną atmosferę, a prezydent jest „bodźcem”, by uciec od polskich odpowiedników tej politycznej metafory.
Reklama Reklama Reklama
Czy obecnie na świecie jest miejsce polityczne dla LGBTQIA+?
Ze strony środowisk LGBTQIA+ również słychać głosy niezadowolenia; „Potrzebujemy ustawy o związkach partnerskich nie tylko jako prawnego umocowania relacji osób o różnych orientacjach seksualnych i tożsamościach płciowych, ale także – a może przede wszystkim – systemowego uznania, że osoby LGBTQIA+ istnieją” – czytam w komunikacie jednej z organizacji wspierających. I na tym właśnie polega problem; jedni pragną uznania, pełni praw wedle najbardziej postępowych standardów, inni umacniają się w świecie tradycjonalizmu i gotowi są używać czegoś więcej niż kadzidła i święconej wody, by wypędzić LGBTQIA do diabła.
W sądzie i w urzędzie Rzecznik TSUE: małżonkom tej samej płci w Polsce należy się chociaż transkrypcja
Ponieważ polskie prawo nie uznaje małżeństw osób tej samej płci, na Polsce ciąży obowiązek transk…
Tyle że ci pierwsi to mniejszość, wyraźna mniejszość. Opisujemy to niemal każdego dnia w „Rzeczpospolitej”. Świat i Europa wykonują zdecydowany zwrot w prawo. Trump jest kapitanem tego statku. Nawrocki należy do jego załogi. Przed nimi jeszcze lata żeglugi po wodach światowej i polskiej polityki. Polityki spolaryzowanej, gdzie prawa mniejszości są po prostu lekceważone. I tak pewnie będzie w kwestii związków partnerskich, że poczekacie na nie pięć, a może i dziesięć lat. A może jeszcze dłużej. Chyba że to naprawdę sprawa na tyle istotna, że nastąpi jakiś nagły zwrot.



