Polska wciąż zmaga się z zagrożeniem ekologicznymi „tykającymi bombami” w postaci nielegalnych składowisk odpadów niebezpiecznych. Niemal nie ma miesiąca bez pożaru składowiska, a samorządom brakuje funduszy na walkę z tym problemem. Państwo wypowiedziało wojnę przestępcom, ale eksperci przyznają, że potrzebne są szybsze i skuteczniejsze działania. Mafie odpadowe stanowią realny problem dla niektórych polskich samorządów. Niedawno znalazły one nowy sposób działania.

- W Koninie miasto musiało zaciągnąć pożyczkę, aby zamknąć nielegalne wysypisko. W Głogowie nielegalne wysypisko odpadów niebezpiecznych „działa” od siedmiu lat. Oczekuje się, że wkrótce zostanie zamknięte, ale nie wszystkie samorządy mają tyle szczęścia. Liczba nielegalnych wysypisk w Polsce wciąż sięga tysięcy.
- Czasami nie udaje się nawet ustalić tożsamości sprawców. A nawet jeśli się to uda, sprawcy nie zostają zidentyfikowani. A jeśli są rzadko identyfikowani, okazuje się, że to jakaś przykrywka” – wyjaśnia prawnik, opisując problemy z identyfikacją sprawców.
- Polska przeznaczy 400 milionów złotych na oczyszczenie nielegalnych wysypisk. Eksperci twierdzą, że to zdecydowanie za mało.
- Więcej informacji o biznesie znajdziesz na Businessinsider.com.pl
W sierpniu Centralne Biuro Śledcze Policji poinformowało o odkryciu nowych nielegalnych wysypisk śmieci w województwie dolnośląskim. Wśród odpadów znajdowały się niebezpieczne rozpuszczalniki, żywice i produkty ropopochodne – niektóre z nich prawdopodobnie pochodziły z zagranicy. W maju i czerwcu mazowiecka policja zidentyfikowała kolejne nielegalne składowiska odpadów w województwach wielkopolskim, dolnośląskim i lubuskim.
Ponadto, niecały miesiąc temu policja i Główny Inspektorat Ochrony Środowiska poinformowały o zatrzymaniu 21 członków mafii śmieciowej . Ci, którzy zakopywali odpady na prywatnych posesjach, zarabiali setki milionów złotych.

Zdaniem ekspertów, głośne przypadki nielegalnego składowania odpadów niebezpiecznych w Polsce ujawnione przez władze to prawdopodobnie zaledwie kropla w morzu. „Chociaż skala tego procederu jest niezwykle trudna do oszacowania, można założyć, że wiele przypadków wciąż pozostaje niewykrytych ” – przyznaje Piotr Szewczyk, przewodniczący Regionalnej Rady Zakładów Przetwarzania Odpadów Komunalnych i specjalista ds. inwestycji przemysłowych i gospodarki odpadami, w wywiadzie dla „Business Insider”.
Nie wszystkie działania podejmowane przez państwo można uznać za wystarczające.
Tak bogacą się mafie
„ Nielegalnie składowane odpady niebezpieczne to tykająca bomba ekologiczna. Ze względu na ogromne koszty ich utylizacji, to właśnie na tym polu najbardziej zyskują tzw. mafie śmieciowe. A gdy sytuacja wymyka się spod kontroli, konieczne staje się nie tylko ich usunięcie, ale także naprawa szkód wyrządzonych ziemi i wodzie” – mówi Daniel Chojnacki, radca prawny i wspólnik w kancelarii DZP, specjalizującej się w ochronie środowiska.

Ekspert omawia modus operandi przestępców. „Nielegalne składowanie odpadów, w tym odpadów niebezpiecznych, jest niezwykle lukratywne. Zakłada się firmę, która spełnia minimalne wymagania. Często dzierżawi ona określone powierzchnie od osób, które mogą działać w dobrej wierze. Następnie, działając w ramach posiadanych zezwoleń, przejmuje odpady, zasadniczo zdejmując odpowiedzialność za nie z podmiotów, które je wytworzyły. Odpady nie są kierowane do spalarni ani zakładu przetwórczego; są po prostu umieszczane na działce, pod magazynem, a nawet zakopywane. Podmiot ten otrzymuje wynagrodzenie od kontrahentów, którzy często działają w dobrej wierze ” – mówi mec. Chojnacki.
„Im bardziej skomplikowane odpady, tym wyższa opłata za ich legalne utylizacje. Taki podmiot, działający domyślnie nielegalnie, oferuje wysoką cenę, ale poniżej wartości rynkowej. To jest zysk, a jednocześnie praktycznie brak kosztów zarządzania” – dodaje.
Przestępcy mają nowy sposób
Prawnicy wskazują również na nowy modus operandi przestępców. „W przeszłości odpady te były głównie zakopywane w starych kopalniach gliny, a następnie modne stało się ich wywożenie i podpalanie. Około 2018 roku przepisy zostały zaostrzone, a praktyki przestępców uległy zmianie” – mówi dr Radosław Maruszkin, prawnik specjalizujący się w prawie ochrony środowiska i szef Kancelarii Maruszkin.

„Teraz bardziej popularne są odpady bardziej złożone – na przykład chemikalia w tzw. mauserach, dużych plastikowych pojemnikach. Przestępcy albo ładują naczepę ciężarówki i porzucają ją w przypadkowym miejscu, albo składują te odpady na nieużywanych posesjach lub w starych magazynach i znikają. W takich przypadkach właściciel nieruchomości jest odpowiedzialny za gospodarowanie tymi odpadami – mówiąc wprost –” – wyjaśnia prawnik.
Polska reaguje. Czy to wystarczy?
Polska od kilku lat toczy wojnę z mafią śmieciową. Zaostrzono przepisy, wzrosła świadomość obywateli, a organy ścigania stały się bardziej aktywne. Prokuratura w Łodzi, która prowadzi śledztwo w tej sprawie, regularnie informuje o postępach śledztwa, które obejmuje już ponad 700 firm.
Nasi rozmówcy przyznają jednak, że wciąż jest wiele do zrobienia, a możliwości państwa są wciąż zbyt ograniczone.
„Sytuacja w Polsce jest znacznie lepsza niż 5-10 lat temu. Mamy odpowiednie przepisy, a społeczeństwo jest z pewnością bardziej wrażliwe na problem nielegalnego składowania odpadów. Jednak egzekwowanie obowiązujących przepisów i sprawność działania państwa nadal stanowią wyzwanie. Duża rotacja kadr w Wojewódzkim Inspektoracie Ochrony Środowiska i stosunkowo niewielkie środki finansowe przeznaczane na zwalczanie tej powszechnej praktyki to niewątpliwie słabe strony” – mówi Daniel Chojnacki.
W całej Polsce regularnie dochodzi do pożarów składowisk odpadów – najprawdopodobniej wywołanych celowo. W latach 2017–2022 odnotowano łącznie 754 pożary w obiektach składowania odpadów. Chociaż przepisy przeciwko podpalaczom zostały zaostrzone, w 2023 roku odnotowano 105 pożarów (średnio dwa tygodniowo). Nadal jest to częste zjawisko. Na przykład, składowisko odpadów w Bełżycach w powiecie lubelskim wybuchło na początku września , w Tychach w sierpniu, a w Woli Ręczajskiej w powiecie wołomińskim w lipcu.
Dalsza część artykułu poniżej filmu:
Główny Inspektor Pracy o współpracy z ZUS-em i Urzędem Skarbowym: wkraczamy w XXI wiek.
„Jeśli dane przestępstwo lub wykroczenie jest zagrożone konkretną karą, nie może pozostać jedynie teoretyczne. Tymczasem czasami nie udaje się nawet ustalić sprawcy. A nawet jeśli się to uda, sprawcy nigdy nie zostają zidentyfikowani. A jeśli rzadko, okazuje się, że to tzw. front (osoba podstawiona przez rzeczywistych sprawców), a jeśli nawet nie front, kara będzie symboliczna i zostanie wymierzona wiele lat później. Niestety, nadal spotykamy się z takimi sytuacjami” – dodaje Daniel Chojnacki.
Miękkie podbrzusze państwa
Problemem nie jest tylko karanie samych przestępców, ponieważ instytucje odpowiedzialne za wykrywanie sprawców również borykają się z problemami. „Inspektorzy ochrony środowiska zarabiają mało, a wykonują bardzo trudną pracę. Obserwujemy odejścia inspektorów do sektora prywatnego, a wakaty na stanowiskach pracy stają się coraz powszechniejsze. To poważny problem” – mówi dr Radosław Maruszkin.
Polska również zmaga się z problemem, co zrobić z nielegalnymi odpadami. Koszty dla poszczególnych gmin są zaporowe. „Koszt usunięcia standardowej bomby ekologicznej – w zależności oczywiście od wielkości wysypiska – waha się od kilkuset tysięcy do kilku milionów. Czasami może sięgać nawet kilkudziesięciu, a nawet dziesiątek milionów” – szacuje prawnik.
W rezultacie nielegalne składowiska odpadów mogą utrzymywać się przez wiele lat. Aby rozwiązać ten problem, Konin zaciągnął pożyczkę w wysokości 5 mln zł z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Poznaniu.
W Głogowie od siedmiu lat „działa” nielegalne składowisko odpadów niebezpiecznych. W końcu zniknie – rząd ogłosił w lipcu, że przeznaczy 400 milionów złotych na likwidację nielegalnych składowisk. Kwota ta składa się z 100 milionów złotych z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, 100 milionów złotych z Narodowego Planu Odbudowy i 200 milionów złotych z budżetu państwa.
x.com
Eksperci doceniają ten krok, ale podkreślają, że to za mało, by nazwać go rozwiązaniem. „400 milionów złotych na walkę z nielegalnymi wysypiskami to plaster na ogromną ranę. To ważna inicjatywa, ale zdecydowanie niewystarczająca. Czasami likwidacja takich wysypisk może kosztować miliardy” – mówi Piotr Szewczyk.
„W magazynach znajduje się 30 000–50 000 ton odpadów, a przetargi wskazują, że koszt utylizacji wynosi 10 000–15 000 zł za tonę . Mamy ich dużo” – wyjaśnia. Pieniądze jednak trzeba wydać – uwolnienie niebezpiecznych substancji do gleby lub zanieczyszczenie wód gruntowych z powodu zaniedbanej utylizacji tylko zwiększyłoby ponoszone koszty.
O miliardach mówi się na przykład w kontekście składowiska odpadów Giebnia w województwie kujawsko-pomorskim. Działa ono legalnie. Problem jednak w tym, że z powodu nielegalnej działalności mafijnej zostało zasypane w zaledwie pięć lat, mimo że miało służyć mieszkańcom przez dziesięciolecia.
Władze lokalne szacują, że koszt wywozu odpadów może sięgnąć nawet 10 mld zł. Składowisko nie znalazło się jednak na ministerialnej liście – działa legalnie. Dlatego samorząd ubiega się o dofinansowanie z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Jak podkreślają nasi rozmówcy, problemy często pojawiają się na styku kompetencji władz państwowych i samorządowych. Luki w odpowiedzialności poszczególnych instytucji publicznych również stanowią problem, który należy rozwiązać – podkreślają.
Nie tylko odpady niebezpieczne
Problemem nie są tylko odpady niebezpieczne, ale ogólna liczba nielegalnych wysypisk. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) na koniec 2024 roku w Polsce było 2728 nielegalnych wysypisk. To prawie o 600 więcej niż rok wcześniej.
Jak argumentuje Tomasz Uciński, prezes Krajowej Izby Gospodarki Odpadami (KIGO), problem gospodarki odpadami będzie narastał. Dlatego warto podejść do niego systemowo. Twierdzi, że przyszłość leży w sieci lokalnych spalarni, co położyłoby kres tzw. turystyce odpadowej. Samorządy coraz częściej planują wykorzystanie odpadów do celów energetycznych, ale proces ten jest zdecydowanie zbyt powolny.
Jak wyjaśnia Uciński, zdarza się, że klient nawet oddalony o 100 km płaci dwa, trzy razy mniej niż w cenach komunalnych, które sięgają nawet 700-800 zł za tonę . Takie przedziały cenowe przyczyniają się do powstawania szarej strefy.
Samorządy pokładają duże nadzieje w Rozszerzonej Odpowiedzialności Producenta (ROP), która zwiększa obowiązki podmiotów odpowiedzialnych za wprowadzanie odpadów na rynek. Jednak do pełnego wdrożenia rozporządzenia wciąż daleka droga – jego wejście w życie planowane jest na 2028 rok.
Uciński zwraca uwagę na niewielką liczbę spalarni w Polsce w porównaniu z innymi krajami europejskimi. Wiele z nich powstało w ostatnich latach, ale obecne szacunki wskazują, że w Polsce działa 12 spalarni, każda o wydajności około 2 ton rocznie . Dla porównania, w Niemczech wydajność jest nawet dziesięciokrotnie większa.
Prezes KIGO uważa, że wszystkie miasta liczące ponad 50 000 mieszkańców powinny przeanalizować, czy takie lokalne źródło ciepła, bazujące na odpadach wytwarzanych przez mieszkańców, a których nie można poddać recyklingowi , nie mogłoby być lokalnie przekształcone w energię .
Inni eksperci zgadzają się z tą tezą. „Jesteśmy w tyle i niedoinwestowaliśmy w spalarnie. Przez lata udawaliśmy, że ich nie potrzebujemy, bo przecież mamy recykling. To ważne, ale ograniczone. Kraje skandynawskie, będące wzorem ekologii, mają znacznie wyższą wydajność spalania na mieszkańca” – potwierdza Piotr Szewczyk.
Organizacje ekologiczne sprzeciwiają się spalarniom. Podkreślają szkodliwe substancje uwalniane do atmosfery i ich negatywny wpływ na środowisko. Jednocześnie obawiają się, że wpłynie to negatywnie na entuzjazm dla recyklingu. Ponadto, zgodnie z wymogami UE, gminy będą zobowiązane do przygotowania 65% odpadów komunalnych do ponownego wykorzystania i recyklingu.
Daniel Chojnacki uważa, że spalarnie nie rozwiążą całkowicie problemu nielegalnych wysypisk. Mogą jednak go ograniczyć. „Same spalarnie nie rozwiążą problemu, ponieważ wymaga to całego systemu, a recyklery odgrywają równie ważną rolę . Spalarnie mogą jednak znacząco zmniejszyć skalę nadużyć. Dopóki łatwo będzie znaleźć chętnych do przejęcia odpadów za niższą cenę niż ta, którą spalarnia przyjmuje przy bramie, odpady te nieuchronnie będą nadal stanowić problem” – podsumowuje prawnik z kancelarii DZP.
Dziękujemy za przeczytanie tego artykułu. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Google News.
Źródło



