Ostatnie miesiące charakteryzują się stopniowym powiększaniem się bezrobocia w naszym kraju. Pomimo prób wykorzystania tego faktu przez polityków, ekonomiści twierdzą, że same dane liczbowe nie oddają całej sytuacji. Nie można lekceważyć problemu, lecz nie ma powodu do wszczynania paniki w całym kraju w związku z sytuacją na rynku pracy. — Bezrobocie i inflacja to „straszaki” dla Polaków, którymi łatwo można ich przestraszyć, ale obecnie jest za wcześnie na alarmowanie — mówi nam Andrzej Kubisiak, wicedyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

- Od kilku miesięcy w statystykach GUS obserwujemy stopniowe narastanie bezrobocia w Polsce
- Ekonomiści argumentują, że w znacznym stopniu odpowiadają za to zmiany prawne, które weszły w życie w połowie roku
- Istnieją jednak inne dane, które potwierdzają, że coś niepokojącego dzieje się na naszym rynku pracy i że problem faktycznie istnieje. Dotyczy to zwłaszcza najmłodszych Polaków
- Według Andrzeja Kubisiaka, wicedyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, jest to przejściowy problem. Niemniej jednak ekspert rozumie, że „bezrobocie” wywołuje w Polakach negatywne wspomnienia sprzed lat
- Ministerstwo pracy zapewnia, że analizuje sytuację, ale w chwili obecnej na pewno nie ma powodów do obaw
- Więcej wiadomości ze świata biznesu znajdziesz na Businessinsider.com.pl
Wskaźnik bezrobocia zarejestrowanego we wrześniu wyniósł 5,6 proc. w porównaniu do 5,5 proc. miesiąc wcześniej. To czwarty kolejny miesiąc z tendencją wzrostową. Jeszcze w maju wynosił zaledwie 5 proc., a następnie wzrastał kolejno do 5,2, 5,4, 5,5 i teraz do 5,6 proc.
Można to wyraźnie zobaczyć na poniższym wykresie, który jednocześnie przedstawia drogę, jaką przeszedł polski rynek pracy w ciągu ostatnich 30 lat.
HtmlCode
Ponadto pojawiają się coraz częstsze doniesienia o planowanych zwolnieniach grupowych w różnych regionach kraju. Jednakże plany te często nie odzwierciedlają faktycznych redukcji etatów, o czym informowaliśmy w Business Insider Polska pod koniec października.
Nie ma jednak nic zaskakującego w tym, że hasło „rosnące bezrobocie” u wielu Polaków powoduje szybsze bicie serca. Wielu z nas wciąż ma w pamięci sytuację z przełomu wieków, kiedy to wskaźnik bezrobocia osiągał kilkanaście, a nawet 20 proc. Można to również zaobserwować na wspomnianym wykresie.
Konto firmowe dla JDG – co musisz wiedzieć? | Onet Rano Finansowo
Zmiany ustawowe podbiły bezrobocie
Pod koniec października analitycy Pekao w jednej ze swoich publikacji wyjaśniali, skąd bierze się ten wzrost w danych GUS, starając się stonować emocje.
„Czy zatem na polskim rynku pracy dzieje się coś złego? Otóż nie… Jak to często bywa, gdy nagle coś nie pasuje w statystykach — chodzi o zmiany w przepisach… Wzrost wskaźnika bezrobocia w ostatnich miesiącach nie wynika z nagłego pogorszenia się sytuacji na rynku pracy (co również nigdy nie następuje tak szybko, ponieważ rynek pracy reaguje powoli i z pewnym opóźnieniem), lecz jest efektem zmian w regulacjach prawnych” — czytamy w komentarzu ekonomistów jednego z największych polskich banków.
Co konkretnie uległo zmianie? Ujmując to w skrócie: wprowadzono zmiany dotyczące urzędów pracy i rejestracji bezrobotnych. Od czerwca weszły bowiem w życie zapisy ustawy o rynku pracy i instytucjach zatrudnienia.
Zakładały one między innymi:
- możliwość rejestrowania się rolników jako osoby bezrobotne,
- rejestrację w oparciu o miejsce zamieszkania, a nie jak wcześniej w oparciu o miejsce zameldowania,
- zmiany w procedurze wyrejestrowywania bezrobotnych (usunięcie dopiero po trzech miesiącach),
- brak automatycznej utraty statusu bezrobotnego po odrzuceniu oferty pracy.
Jak twierdzą analitycy Pekao, zmiany „miały na celu ujawnienie nowych bezrobotnych, którzy wcześniej pozostawali formalnie bez pracy, a dopiero po wejściu w życie nowej ustawy mogli łatwiej się zarejestrować”. Eksperci podsumowali, że po zmianach definicja osoby bezrobotnej po prostu się rozszerzyła i w danych zaczęły się pojawiać osoby, które wcześniej również były bezrobotne, ale system ich „nie rejestrował”.
Na poniższym wykresie doskonale widać gwałtowny spadek liczby osób wyrejestrowywanych z urzędów. A skoro nie zostały one wyrejestrowane, to nadal figurują w systemie jako „bezrobotne”, chociaż na starych zasadach już by ich tam nie było.

„Według naszych przewidywań w czerwcu liczba bezrobotnych wzrosła z tego powodu o blisko 30 tys., w lipcu o 25 tys., w sierpniu o 20 tys., a we wrześniu było to już około 15 tys. Całkowite ustąpienie wpływu zmian w przepisach powinno być widoczne pod koniec bieżącego roku, w listopadzie/grudniu” — czytamy w analizie ekonomistów Pekao.
Spadek liczby zatrudnionych. „Dość niezwykłe”
To jednak tylko jedna strona zagadnienia. W ubiegłym tygodniu GUS zaprezentował bowiem kolejne dane, które opisują sytuację w maju 2025 r., czyli jeszcze przed wprowadzeniem reformy i zmian w ustawie o rynku pracy i instytucjach zatrudnienia. I tutaj widać znaczny spadek liczby osób zatrudnionych w Polsce. W ciągu roku zmniejszyła się ona o 0,8 proc., co odpowiada blisko 120 tys. Polaków.
Jak zauważa Andrzej Kubisiak, wicedyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego i specjalista w dziedzinie rynku pracy, zdecydowaną większość tego spadku można było zaobserwować w ujęciu miesiąc do miesiąca.
— Z tych 118 tys. ok. 81 tys. to spadek właśnie na przestrzeni kwietnia i maja. To faktycznie dość niezwykłe, ponieważ zazwyczaj tak duże, jednorazowe spadki nie mają miejsca — mówi. W statystyce takie sytuacje określa się mianem „odbiegających” lub z angielskiego „outlierami”.
Andrzej Kubisiak zwraca uwagę, że po przeanalizowaniu kodów PKD można stwierdzić, że największe spadki liczby zatrudnionych obserwuje się w przemyśle, handlu i usługach profesjonalnych. Zwłaszcza te dwie pierwsze branże są na tyle obszerne, że nie powinno to specjalnie zaskakiwać.
— Sytuacja staje się bardziej interesująca, gdy spojrzymy na kategorie wiekowe. Tutaj wyraźnie widać, że problem dotyczy grupy osób najmłodszych, czyli poniżej „30”. I to w zasadzie koresponduje z tym, co widzimy w danych dotyczących bezrobocia — mówi ekspert.
Z czego zatem wynika wzrost liczby osób bez pracy w młodym wieku? — Zapewne często usłyszy pan, że winna jest sztuczna inteligencja, która zastępuje stażystów i osoby na stanowiskach juniorskich. Moim zdaniem są to jednak dowody anegdotyczne, a przyczyna leży gdzie indziej — tłumaczy Kubisiak.
Zwraca uwagę na fakt, że to właśnie młodzi ludzie najmocniej odczuwają skutki zauważalnego spadku zapotrzebowania na pracę. Jest to opóźniony efekt pandemii koronawirusa, wybuchu wojny w Ukrainie oraz ogólnej dekoniunktury w ostatnich kwartałach. — Firmy chcą co prawda utrzymywać poziom zatrudnienia, ale niekoniecznie zatrudniać nowych pracowników. Młodzi ludzie dopiero wchodzą na rynek, więc mała liczba ofert sprawia, że trudno im się gdziekolwiek ” zaczepić” — dodaje nasz rozmówca.
Za wcześnie, by wszczynać alarm
Jednocześnie jednak zastrzega, aby nie wyciągać z tego powodu zbyt daleko idących wniosków. — Jest kilka powodów. Po pierwsze, wciąż utrzymujemy rekordowo niskie poziomy, a w porównaniu z innymi krajami Unii jesteśmy wręcz wzorem, jeśli chodzi o poziom bezrobocia — mówi wicedyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Jak dodaje, wskaźniki dotyczące bezrobocia to w Polsce temat, który wywołuje lęk, ponieważ wiele osób pamięta sytuację z przełomu lat 90. i początku XXI wieku. — Nie ma nic dziwnego w tym, że każdy, nawet niewielki wzrost powoduje u nas stres. Drugim takim tematem jest inflacja. To „straszaki”, którymi można bardzo łatwo przestraszyć Polaków — podkreśla.
Zdaniem Kubisiaka nie powinniśmy jeszcze wpadać w panikę. — Prognozy dotyczące rozwoju polskiej gospodarki na przyszły rok są bardzo obiecujące. Mamy znaczną „nadwyżkę inwestycyjną”, która pierwotnie miała zostać rozłożona na lata 2025-2026, ale obecnie wydaje się, że skumuluje się raczej w przyszłym roku. Ponadto GUS zaprezentował szereg pozytywnych odczytów dotyczących produkcji przemysłowej, sprzedaży detalicznej, a nawet produkcji budowlanej. Wiele wskazuje na to, że nadchodzą lepsze czasy. A wtedy przedsiębiorstwa ponownie zaczną chętniej zatrudniać, a problem okaże się przejściowy — wyjaśnia ekspert.
Nie zamierza jednak bagatelizować tego, co widać w danych. — Należy to na pewno uważnie śledzić i mieć „na uwadze”, ale również nie wywoływać histerii, sugerującej rychły powrót do dwucyfrowego bezrobocia. Nic na to nie wskazuje — podsumowuje Andrzej Kubisiak.
Problem dostrzega również ministerstwo pracy, zwłaszcza w połączeniu z dużą liczbą zgłoszeń o zwolnieniach grupowych. Jak pisze w odpowiedzi na pytania Business Insider Polska prof. Ewa Flaszyńska, dyrektor Departamentu Rynku Pracy MRPiPS, „procesy te są analizowane przez ministerstwo pracy i nie wskazują na gwałtowny wzrost bezrobocia”.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Źródło

![Cel klimatyczny Unii Europejskiej na rok 2040, który zakłada redukcję emisji dwutlenku węgla w UE o 90% w porównaniu z poziomem z roku 1990, jest dla Polski niepotrzebny – oświadcza w rozmowie z Business Insider Polska wiceminister klimatu, Krzysztof Bolesta. Rząd w Warszawie nie godzi się także z aktualnymi planami UE dotyczącymi opłaty od emisji w ramach ETS2. Dlatego wnioskuje o modyfikację europejskiego prawa klimatycznego, aby odsunąć w czasie wprowadzenie ETS2 dla krajów, które tego chcą. Krzysztof Bolesta wprost. "Rok 2040 bez sensu". Polska zabiega o przesunięcie ETS2 [ROZMOWA] - INFBusiness](https://gibnews.pl/wp-content/uploads/2025/11/48325b6705ac5799a151bcafc7ccddfd-768x384.jpg)

