W połowie ubiegłego roku w zakładzie przetwarzającym plastikowe odpady pod Krakowem doszło do awarii instalacji, w wyniku czego jeden z pracowników uległ poważnemu wypadkowi. Choć mężczyzna przeszedł wiele operacji oraz został poddany rehabilitacji, to Zakład Ubezpieczeń Społecznych (ZUS) nie zgodził się na wypłatę świadczeń. W sprawie chodzi m.in. o brak jednego dokumentu, którego nie sporządził pracodawca.
/123RF/PICSELO tym, że uzyskanie jednorazowego odszkodowania za wypadek przy pracy od ZUS wcale nie jest takie łatwe, pisaliśmy już na łamach naszego serwisu. Na drodze do przyznania i wypłaty pieniędzy poszkodowanemu może stać np. zerwanie więzi z pracą. W niektórych sytuacjach to pracodawca może nie dopełnić swoich obowiązków. Tak właśnie było w przypadku 38-latka z Krakowa.
Uległ poważnemu wypadkowi przy pracy. ZUS odmówił wypłaty świadczeń
Jak informuje serwis radiozet.pl, do wypadku doszło w czerwcu 2023 r., kiedy to zakładzie pod Krakowem wybuchła chińska instalacja do spalania plastikowych odpadów. Jeden z pracowników, pan Jurij, odniósł poważne obrażenia. Mężczyzna wylądował w szpitalu z poparzeniami ponad 50 proc. powierzchni ciała. Z uwagi na to, że 38-latek przeszedł już wiele operacji i wymaga dalszej rehabilitacji, utrzymanie rodziny składającej się z trójki dzieci spadło na jego żonę.
Serwis podaje, że ZUS odmówił wypłaty świadczeń z ubezpieczenia wypadkowego. Chodzi m.in. o zasiłek chorobowy, jednorazowe odszkodowanie czy rentę. Zdaniem zakładu pracodawca poszkodowanego nie sporządził protokołu powypadkowego, do czego był zobowiązany. Anna Szaniawska, rzeczniczka ZUS w Małopolsce podkreśliła, że bez tego dokumentu wypłata pieniędzy nie jest możliwa.
Zabrakło jednego dokumentu. Służby są bezradne
Państwowa Inspekcja Pracy (PIP) przeprowadziła kontrolę w zakładzie przetwarzającym plastikowe odpady. Choć właściciel przedsiębiorstwa został zobowiązany do sporządzenia protokołu powypadkowego, to nadal tego nie zrobił.
Co więcej, kontrola wykazała, że szkolenie pracowników przeprowadził instruktor, który nie mówił nie tylko po polsku, lecz również angielsku. Komunikacja odbywała się za pomocą tłumacza w smartfonie.
Serwis podaje, że sprawą zajmuje się prokuratura. Organ bada możliwość popełnienia przestępstwa przez właściciela zakładu, które miało polegać na narażeniu zdrowia i życia swoich pracowników.