Sytuacja finansowa w Europie rysuje się w ciemnych barwach: podczas gdy Francja od dawna ukrywa swoje trudności gospodarcze nieodpowiedzialnym zaciąganiem długów publicznych, rząd w Berlinie nie potrafił ustalić nowych priorytetów dla budżetu państwa w zmieniającym się środowisku gospodarczym i geopolitycznym. Oba państwa ukrywają niewygodną rzeczywistość: końcowym efektem takiej strategii jest upadek finansowy kraju.

We Francji rząd od pięćdziesięciu lat wydaje więcej, niż otrzymuje. Poziom zadłużenia osiągnął 113% PKB, a w 2025 roku ponownie przewidywany jest deficyt budżetowy przekraczający 5% PKB. Były premier François Bayrou w emocjonalnym wystąpieniu w parlamencie 8 września wezwał rząd do bezzwłocznego wprowadzenia programu oszczędnościowego. Jego rząd mniejszościowy został jednak odrzucony. Na ulicach rozpoczęły się manifestacje i rozruchy, a w zakładach pracy strajki.
Jego następca, Sébastien Lecornu, również prawdopodobnie nie zdoła opanować finansów publicznych. Chęć, aby przesunąć ciężar zadłużenia na przyszłe generacje, jest mocniejsza niż świadomość potrzeby podjęcia trudnych decyzji. Francja trwa w nieustannym szaleństwie deficytu, pod protekcją Europejskiego Banku Centralnego i wspólnej waluty.
Natomiast Berlin również postąpił w podobny sposób. Pomimo że wskaźniki zadłużenia i deficytu są niższe niż we Francji, to dynamika jest zbliżona. W raporcie dotyczącym projektu budżetu na rok 2026 Federalny Urząd Kontroli zarzucił ministrowi finansów Larsowi Klingbeilowi (SPD) wciąganie rządu federalnego w spiralę zadłużenia.
„Ten, kto planuje sfinansować prawie co trzecie euro „na kredyt” w 2026 roku, nie ma solidnego systemu finansowego” — oświadcza Trybunał Obrachunkowy. „W perspektywie długoterminowej spowoduje to sytuację, w której budżet federalny zostanie w dużym stopniu unieruchomiony przez spłaty odsetek”.
Problemy strukturalne
Strukturalnie problemy obu państw są analogiczne: starzejące się społeczeństwo, niedostateczne impulsy wzrostu gospodarczego i gwałtownie rosnące wydatki socjalne. Ponieważ obywatele wciąż korzystają z dobrobytu, który kiedyś zdobyli ciężką pracą, nie ma politycznej większości, która byłaby skłonna do wprowadzenia bolesnych reform. Zarówno Francuzi, jak i Niemcy przypominają żaby siedzące w garnku, nieświadome, że stopniowo podnosząca się temperatura wody w końcu je zabije.
Stanowi to poważne niebezpieczeństwo dla stabilności strefy euro. Jeżeli dwie największe gospodarki nie zdołają uporządkować swoich finansów, mniejsze państwa również nie będą miały możliwości na stabilne funkcjonowanie. Cała strefa euro pogrąża się w oceanie długów. Do czasu pandemii koronawirusa dłużnicy państw mogli oczekiwać na wsparcie Europejskiego Banku Centralnego.
Liczą na pomoc Brukseli
W obliczu domniemanego zagrożenia deflacją Europejski Bank Centralny na dużą skalę skupował obligacje i, przy niskich stopach procentowych, sprawił, że niemal każde zadłużenie stało się możliwe do zarządzania. Jednak po uwolnieniu w ten sposób długo uśpionego demona inflacji ma obecnie związane ręce.
Zamiast na EBC, dłużnicy liczą więc na pomoc Brukseli. Wspólne zadłużenie w postaci „euroobligacji” ma rozwiązać problem. Ale i to okaże się złudzeniem. Gdy bowiem wyższa podaż spotka się ze słabszym popytem, oprocentowanie tych obligacji również się podniesie. Ostatecznie Europejski Bank Centralny nie będzie miał innego wyjścia, jak sfinansować dług publiczny drukowanymi pieniędzmi — niezależnie od rosnącej inflacji i obniżenia wartości waluty.
Thomas Mayer jest dyrektorem założycielem Instytutu Badawczego Flossbach von Storch.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Źródło