Z badań przeprowadzonych na zamówienie „Rzeczpospolitej” wynika, że wciąż utrzymuje się znaczna gotowość polskiego społeczeństwa w obliczu militarnego ataku na nasz kraj. – Stopień patriotyzmu zawsze był u nas duży – zauważa gen. Roman Polko, były szef BBN.
W razie napaści obcego państwa, jeden na czterech Polaków (25,6 proc.) zgłosiłby się na ochotnika do wojska lub struktur wspomagających armię
Marek Kozubal
Reklama
Z niniejszego artykułu dowiesz się:
- Jakie nastawienie prezentują Polacy w przypadku napaści obcego państwa?
- Kim są osoby gotowe dołączyć na zasadach wolontariatu do wojska lub organizacji wspierających?
- Kto oczekiwałby na powołanie do armii?
- Kim są osoby, które rozważałyby opuszczenie kraju w razie konfliktu zbrojnego?
W razie ataku ze strony obcego kraju, jeden na czterech Polaków (25,6 proc.) dołączyłby ochotniczo do wojska lub organizacji wspierających siły zbrojne, w tym medycznych, a co piąty (20,4 proc.) wyczekiwałby na wezwanie do armii – wynika z analizy przeprowadzonej przez IBRiS na zlecenie „Rzeczpospolitej”. Respondenci nie zapominają o swoich rodzinach – 22,3 proc. przeniosłoby się z najbliższymi w bezpieczniejsze miejsce na terytorium Polski, aż 36,5 proc. dążyłoby do ochrony rodziny w miejscu zamieszkania, a 37,5 proc. zabezpieczyłoby swój dobytek.
Reklama Reklama
Jedynie 12,7 proc. ankietowanych deklaruje, że usiłowałoby wyjechać z rodziną poza granice, a 15,2 proc. uważa, że w obliczu takiego niebezpieczeństwa nie podjęłoby żadnych działań. Niewiele, bo 4,7 proc. nie potrafi określić, jak by się zachowało.
Dla porównania, z naszych badań z kwietnia 2025 r. wynikało, że co trzeci Polak (32,6 proc.) opuściłby miejsce swojego pobytu, było to mniej, niż wykazały badania przeprowadzone jesienią 2023 r., gdy zapytaliśmy o to po raz pierwszy – wtedy tak deklarowało 37,4 proc. Jednak wiosną o ucieczce za granicę myślało 18,5 proc., a dwa lata temu 11,9 proc. Wynik tego ostatniego sondażu w niewielkim stopniu różni się zatem od tego, który obserwujemy obecnie.
Dodajmy, że zarówno teraz, jak i w poprzednich latach, mniej więcej co czwarta osoba zaznaczała, że w razie wybuchu wojny zostanie wolontariuszem np. w szpitalu lub organizacji pomocowej. Wiosną 10,7 proc. ankietowanych deklarowało, że zgłosi się do wojska, a kilkanaście miesięcy wcześniej 15,7 proc.
Reklama Reklama Reklama
Kto zgłosi się ochotniczo do wojska, a kto wyjedzie z Polski?
Z badania z 11 i 12 października wynika, że w grupie potencjalnych ochotników do wojska i organizacji pomocowych przeważają osoby, które nie są zdecydowane, na kogo oddać głos (33 proc.) oraz wyborcy opozycji (29 proc.). To głównie mężczyźni, osoby w wieku około 50 lat (można przypuszczać, że w tej grupie jest wielu rezerwistów wojskowych), mieszkańcy mniejszych miast, najczęściej z wykształceniem podstawowym lub zawodowym. W ostatnich wyborach parlamentarnych popierali głównie Konfederację, a w wyborach prezydenckich Grzegorza Brauna lub Adriana Zandberga. Informacje o sytuacji na świecie pozyskują oni głównie z kanałów na YouTube, podcastów i „Wiadomości” TVP.
Na wezwanie do armii czekaliby również głównie zwolennicy opozycji, mężczyźni, osoby po trzydziestce, mieszkańcy wsi. Dominują osoby z wyższym wykształceniem, które informacje o sytuacji politycznej czerpią z TVP Info lub TV Republika. W wyborach parlamentarnych 15 października 2023 r. głosowali zwykle na PiS, a w prezydenckich na Sławomira Mentzena.
Kim są osoby, które uciekłyby z Polski, gdyby doszło do agresji? Badanie IBRiS pokazuje, że to w podobnym stopniu wyborcy obozu rządzącego oraz osoby nieuczestniczące w głosowaniu. Dominują kobiety, osoby w wieku około 40 lat, mieszkańcy wsi, osoby z wyższym wykształceniem, które informacje pozyskują z tygodników lub mediów społecznościowych np. Facebooka, X (dawniej Twitter) i TikToka. W ostatnich wyborach parlamentarnych głosowali przeważnie na Koalicję Obywatelską, a w prezydenckich na Rafała Trzaskowskiego.
Polacy o wojnie w Ukrainie (CBOS, 11-22 września)
Gen. Polko: Rozsądnie wykorzystać patriotów ochotników
Generał Roman Polko, były szef BBN i dowódca jednostki wojsk specjalnych GROM, komentując nasze badania, nie ma wątpliwości, że Polacy „nie mają problemu z odczuwaniem patriotyzmu i chęcią obrony ojczyzny”. – To jest taka polska natura, polski charakter – mówi „Rzeczpospolitej”.
Reklama Reklama Reklama
Zaznacza jednak, że wyzwaniem jest sensowna komunikacja, która może skłonić do wstąpienia do wojska lub organizacji pomocowych ludzi chętnych do wspierania państwa. Obecnie obserwuje on głównie propagandę, którą posługują się politycy, aby zwiększyć swoje poparcie w sondażach. Twierdzi, że przekaz płynący z instytucji państwowych do potencjalnych ochotników powinien wskazywać, jak np. wojsko pragnie wykorzystać ich kwalifikacje i umiejętności.
– Tymczasem w wojskowych punktach rekrutacyjnych nie umieją odpowiedzieć na podstawowe pytania potencjalnych kandydatów do służby. W komunikacji powinny one wykorzystywać media społecznościowe i rozmawiać z ludźmi językiem, który będzie do nich przemawiał. Należy wyjaśniać, że służba nie ogranicza się tylko do pierwszej linii, że wojsko może wykorzystać umiejętności informatyczne, obsługi dronów, ale także w służbie wsparcia np. w logistyce. Brakuje jasnej, otwartej komunikacji – podkreśla. – Gdyby tak było – wyjaśnia. – Wskaźnik potencjalnych ochotników byłby wyższy. – Nie trzeba być super komandosem, wyborowym strzelcem, aby dobrze służyć ojczyźnie w czasie wojny – dodaje Polko.
Konflikty zbrojne Gen. Roman Polko: Cios w plecy Ukrainy, ale oni i tak będą walczyć
Rosja powinna zostać osłabiona, podobnie jak Niemcy po zakończeniu II wojny światowej – mówi gen. dyw. rez….
Zaznacza również, że wciąż nie wiadomo, jak będą wyglądały zapowiedziane wiele miesięcy temu przez premiera Donalda Tuska ochotnicze szkolenia wojskowe oraz te z Obrony Cywilnej. – Warto w szkolenia zaangażować weteranów, którzy pro bono, dla własnej satysfakcji, będą uczyli i tłumaczyli, jak postępować na polu walki, ale też w przypadku katastrofy technologicznej. Szkolenie to powinno uwzględniać uwarunkowania lokalne, ponieważ inaczej działa się w Warszawie, a zupełnie inaczej w średniej wielkości mieście czy na wsi – mówi nam. Aby to przyniosło efekty „najpierw trzeba przygotować szkolenie, instruktorów, infrastrukturę, opracować programy, mieć koncepcję, a potem dopiero ją realizować”. – Bo gdyby to szkolenie ruszyło na pełnych obrotach, a byłoby nieprzygotowane, to ludzie wróciliby do domu z odczuciem straconego czasu – dodaje.
Z naszego sondażu wynika, że wzrasta liczba Polaków, którzy są świadomi potrzeby przygotowania się na sytuacje kryzysowe, np. związane z wybuchem wojny i ewakuacją. – Ale wiedza ta nie może sprowadzać się jedynie do posiadania plecaków ewakuacyjnych. Nie ma uniwersalnych plecaków, a każda sytuacja jest inna, dlatego powinno się stworzyć plan działania dla konkretnej rodziny lub lokalizacji. Przecież nie zabierzemy pięciu kompasów, pięciu zestawów do gotowania, po co na przykład w każdym domu agregat? Trzeba się przygotować tak, jak Ukraińcy. U nich są tzw. punkty niezłomności, w których można otrzymać wodę, jest prąd i można naładować telefony, jest również dostęp do internetu. W mniejszych społecznościach coś takiego trzeba umieć zorganizować. A my podchodzimy do tego tak, jakby każdy odpowiadał tylko za siebie i za nikogo innego – mówi generał.
– Moim zdaniem należy podchodzić aktywnie, z determinacją, z inicjatywą do wyzwań, które się pojawiają. Wówczas przestajemy się bać, umysł zaczyna normalnie funkcjonować, ponieważ nie jesteśmy bierni, wycofani. I takie pozytywne nastawienie powinno przyjmować lokalne szkolenie, ponieważ inaczej nie przekonamy ludzi do tego, aby wzięli sprawy w swoje ręce – dodaje Roman Polko.



