Ze względów bezpieczeństwa kopalnia Bobrek w Bytomiu zostanie zamknięta w 2025 r., czyli 15 lat wcześniej niż przewiduje umowa społeczna podpisana za rządów PiS z górniczymi związkami zawodowymi. To precedens, który może otworzyć furtkę do likwidacji innych zakładów wydobywczych przed wyznaczonym terminem. Na Śląsku pojawiają się głosy, że może dojść do renegocjacji umowy społecznej. Tym bardziej że sami górnicy chętnie zmieniliby kilka jej zapisów.
- O konieczności likwidacji kopalni Bobrek należącej do państwowej spółki Węglokoks Kraj przesądziły kwestie bezpieczeństwa. Nadzór górniczy stwierdził, że po tragicznym w skutkach wstrząsie z marca 2024 r. nie jest możliwe bezpieczne prowadzenie robót górniczych w tym rejonie
- Zgodnie z umową społeczną bytomska kopalnia miała fedrować aż do 2040 r. Wiadomo już jednak, że zostanie zamknięta pod koniec 2025 r.
- Otwiera to dyskusję o przyszłości innych kopalń węgla, w których praca jest wyjątkowo niebezpieczna, albo które od lat przynoszą straty
- — Sytuacja na rynku węgla zmienia się bardzo szybko, dlatego mówienie o trwałej rentowności lub trwałej nierentowności w branży górniczej nie ma sensu — kwituje Jarosław Grzesik z kopalni Bobrek, wiceprzewodniczący górniczej Solidarności
- Więcej informacji o biznesie znajdziesz na stronie Businessinsider.com.pl
Wcześniejsze od planu zamknięcie kopalni Bobrek nie wywołuje protestów na Śląsku. Górnicze związki zawodowe nie organizują pikiet, przed żadnym ministerstwem nie płoną opony. Związkowcy walczą tylko o jak najlepsze świadczenia ochronne dla pracowników, którzy stracą pracę w bytomskim zakładzie. Opinia Wyższego Urzędu Górniczego w sprawie dalszej eksploatacji jednego z rejonów kopalni jest jednoznaczna — po wstrząsie, jaki nastąpił tam 26 marca, jest to zbyt niebezpieczne. Brak zielonego światła od nadzoru górniczego mocno ogranicza możliwe do wydobycia zasoby i wymusza zamknięcie zakładu już w przyszłym roku.
Właściciel kopalni — państwowy Węglokoks Kraj — pracuje właśnie nad harmonogramem likwidacji kopalni i programem odejść pracowników. Ministra przemysłu Marzena Czarnecka zadeklarowała już, że nikt z 1,8-tysięcznej załogi nie zostanie na lodzie. Pracownicy będą mogli skorzystać z zapisów umowy społecznej, która gwarantuje osobom zatrudnionym w likwidowanych kopalniach szereg możliwości, w tym alokację do innych zakładów, urlopy górnicze, odprawy. Część osób ma też przejść na emerytury.
Zobacz też: Pracowałem 23 lata w kopalni, zostałem technikiem turbin wiatrowych. Nie żałuję
Kopalnia Bobrek nie należała do najbardziej dochodowych w polskim górnictwie. W ubiegłym roku plan finansowy Węglokoksu Kraj totalnie się rozjechał. Spółka zanotowała 23,8 mln zł straty netto, podczas gdy planowała osiągnąć niemal 29,3 mln zł zysku. Główną przyczyną były problemy geologiczne, które wpłynęły na spadek produkcji węgla.
W minionym roku w ramach wsparcia dla przemysłu energochłonnego Węglokoks Kraj pozyskał z rządowego programu 24,7 mln zł wsparcia. Natomiast w tym roku planował skorzystać z nowego systemu wsparcia dla górnictwa, na który polski rząd wciąż nie uzyskał zgody Brukseli. Pieniądze do polskich spółek węglowych już jednak płyną. Węglokoks Kraj chciał otrzymać w ramach tego programu od państwa 278,7 mln zł tylko w 2024 r.
Wstrząs w kopalni Rydułtowy
Czy dojdzie do zmiany umowy społecznej?
Złamanie — z przyczyn geologicznych — umowy społecznej w zakresie harmonogramu zamknięcia kopalni Bobrek może stać się przyczynkiem do dyskusji o urealnieniu tego dokumentu. Umowę z górniczymi związkami zawodowymi zawarł w 2021 r. rząd PiS. Zapisał tam daty likwidacji każdej z kopalń węgla kamiennego, która produkuje surowiec dla celów energetycznych. Ostatnie zakłady mają zostać zamknięte dopiero w 2049 r. Trudno jednak doszukiwać się większej logiki w tym harmonogramie. W praktyce jest to najczęściej pochodna terminów obowiązywania koncesji na wydobycie węgla i siły związków zawodowych w danej kopalni.
Z uwagi na zaostrzającą się politykę klimatyczną Unii Europejskiej i rosnącą produkcję energii z odnawialnych źródeł perspektywy dla branży górniczej są kiepskie. W Polsce wciąż natomiast nie wiemy, ile węgla potrzebować będziemy w najbliższych dekadach i ile kopalń w związku z tym będzie miało rację bytu. Dokumenty strategiczne przygotowuje właśnie resort klimatu i — jak słyszymy od naszych rozmówców — przewidziane tam prognozy dla węgla mogą zadziałać na górniczych związkowców jak kubeł zimnej wody. Nie wykluczone więc, że wynegocjowany z trudem harmonogram zamykania kopalń i tak stanie się nieaktualny, nawet jeśli na papierze pozostanie nienaruszony.
Przed stawianiem krzyżyka na polskich kopalniach przestrzegają związkowcy. — Sytuacja na rynku węgla zmienia się bardzo szybko, dlatego mówienie o trwałej rentowności lub trwałej nierentowności w branży górniczej nie ma sensu — kwituje Jarosław Grzesik z kopalni Bobrek, wiceprzewodniczący górniczej Solidarności. Przypomina, że jeszcze niedawno mieliśmy niedobór węgla na rynku i sprowadzaliśmy go masowo z zagranicy. — Kluczowe jest dopasowanie produkcji do rynku, do zapotrzebowania — podkreśla.
Jego zdaniem nie ma powodów do tego, by zmieniać wcześniejsze ustalenia w sprawie terminów zamykania kopalń. Grzesik wskazuje natomiast, że warto zastanowić się nad poprawą innych zapisów, dotyczących świadczeń dla pracowników. Jako przykład podaje wydłużenie urlopów górniczych do pięciu lat. Obecnie górnicy pracujący pod ziemią, którym brakuje nie więcej niż cztery lata do emerytury, mogą pójść na czteroletni urlop.
Rząd chce uniknąć starcia z górnikami
Rozpoczęcie na nowo dyskusji na temat przyszłości polskiego górnictwa może jednak skończyć się mocnym spięciem między rządem a górnikami. Obecnie wszelkie rozmowy z górniczymi związkami zawodowymi wzięło na siebie Ministerstwo Przemysłu z siedzibą w Katowicach, choć formalnie to Ministerstwo Aktywów Państwowych nadzoruje państwowe spółki węglowe.
Nieoficjalnie słyszymy jednak, że nowy szef MAP Jakub Jaworowski nie jest na Śląsku mile widziany. Górnicy do dziś pamiętają jego udział w negocjacjach w 2015 r. To była końcówka rządów PO-PSL, a gra toczyła się o przetrwanie kopalń bankrutującej Kompanii Węglowej (zakłady te ostatecznie przejęła Polska Grupa Górnicza). Jaworowski przyjeżdżał do Katowic razem z ekipą rządową. Podczas jednego ze spotkań górniczy związkowcy usłyszeli od niego, że „pajacują”, na co śmiertelnie się obrazili, nazwali rządowych negocjatorów „gówniarzerią” i wyszli z sali, zrywając tym samym rozmowy.
Nie wykluczone jednak, że do zmiany planu dla górnictwa zmusi nas Komisja Europejska. Wciąż nie udało się polskiemu rządowi otrzymać zgody Brukseli na dotowanie kopalń węgla aż do 2049 r.
Autorka: Barbara Oksińska, dziennikarka Business Insider Polska
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Źródło