Deficyt finansów publicznych w przyszłym roku będzie niemal identyczny jak suma wszystkich wpływów państwa zaledwie dekadę temu. Natomiast na spłatę zobowiązań przeznaczymy wartość równą połowie budżetu z 2005 roku. Parlament rozpoczyna prace nad kluczową ustawą dla funkcjonowania kraju. Prezentujemy poniżej pięć najważniejszych wielkości, które będą miały wpływ na życie każdego obywatela Polski.

- W czwartek w parlamencie odbędzie się wielogodzinna debata poświęcona projektowi ustawy budżetowej
- Jest to najważniejszy dokument dla bieżącego funkcjonowania państwa, a jego nieprzyjęcie w przeciągu czterech miesięcy prowadzi do skrócenia kadencji parlamentu
- W nadchodzącym roku deficyt ma być wprawdzie mniejszy niż w obecnym, jednak wciąż jego wartość jest olbrzymia
- Wystarczy przypomnieć, że jeszcze 10 lat temu niemal wszystkie wpływy budżetowe były równe obecnemu deficytowi
- Poniżej przedstawiamy pięć kluczowych kwot w projekcie ustawy budżetowej. Zarówno z punktu widzenia „przeciętnego obywatela”, jak i otoczenia makroekonomicznego
- Więcej informacji dotyczących biznesu znajdziesz na witrynie Businessinsider.com.pl
Rząd zatwierdził projekt budżetu na posiedzeniu pod koniec września. Następnie dokument został przekazany do parlamentu, gdzie w piątek zaplanowano siedem godzin dyskusji na jego temat. Jednak historia już nie raz pokazała, że spory dotyczące budżetu potrafiły trwać do późnych godzin nocnych.
Aktualny budżet wywołuje niemałe kontrowersje. Do tego stopnia, że zainteresowały się nim nawet agencje ratingowe, o czym wspominamy w dalszej części artykułu.
Jest to z jednej strony wynik konsolidacji finansów publicznych po okresie pandemii, gdy wiele wydatków było realizowanych poza budżetem (co wciąż ma miejsce, o czym informowaliśmy w Business Insider Polska), a z drugiej — m.in. zwiększonych nakładów na obronność w obliczu zagrożenia ze strony Rosji.
Poniżej prezentujemy pięć kluczowych liczb, które trzeba znać w przyszłorocznym budżecie.
Deficyt 271 mld zł. To tak jak cały budżet sprzed dekady
Na pierwszy plan wysuwa się tu ogromny deficyt. Wydatki budżetowe mają przekroczyć w przyszłym roku o ponad 270 mld zł planowane wpływy (odpowiednio: 918 mld zł wobec 647 mld zł). To co prawda mniejsza luka niż rok wcześniej, ale nadal bardzo duża.

Nie pomogą zwiększone wpływy z podatków. Ministerstwo Finansów zakłada np., że z VAT uzyska o ponad 40 mld zł więcej niż w bieżącym roku i do budżetu tylko z tego tytułu wpłynie łącznie przeszło 340 mld zł. Kolejne 100 mld zł to wpływy z akcyzy, a ponad 110 mld zł to podatki dochodowe, czyli PIT i CIT.
To wszystko okaże się niewystarczające, by pokryć planowane wydatki, które w przyszłym roku mają sięgnąć grubo ponad 900 mld zł. Deficyt na poziomie 270 mld zł nie powinien więc w tej sytuacji zaskakiwać.
Aby jednak uświadomić sobie skalę, wystarczy zaznaczyć, że jeszcze w 2015 r., a więc całkiem niedawno, wszystkie wpływy budżetowe wynosiły niewiele ponad 280 mld zł. Obecnie luka jest niemal tak duża jak cały budżet sprzed dekady.
Obsługa długu 90 mld zł i potrzeby pożyczkowe 680 mld zł
To implikuje, że trzeba zaciągać pożyczki i spłacać wcześniejsze zobowiązania. Potrzeby brutto (czyli z uwzględnieniem „starego” zadłużenia) Polski w przyszłym roku mają wynieść według planu ponad 680 mld zł, a netto (tylko nowe pożyczki) — ponad 420 mld zł. Czy rzeczywiście tak się stanie? To już osobna kwestia, o czym pisaliśmy w Business Insider Polska.

Nie można jednak zaprzeczyć, że na obsługę zadłużenia (upraszczając: na opłaty od pożyczek) wydamy w 2026 r. 90 mld zł. To mniej więcej połowa budżetu państwa z 2005 roku.
Nic dziwnego, że tematem zainteresowały się agencje ratingowe. We wrześniu zarówno Fitch, jak i Moody’s zmieniły prognozę polskiego ratingu na negatywną, a jako powód podały m.in. właśnie niepokojący stan polskich finansów publicznych.
Minister finansów odpowiedzialność za obniżkę ratingu przypisuje prezesowi NBP Adamowi Glapińskiemu i jego otoczeniu. „Decyzja to konsekwencja m.in. blokowania przez prezesa Glapińskiego kluczowych ustaw, co ogranicza pole manewru dla wzmocnienia fundamentów gospodarki i niezbędnej konsolidacji fiskalnej” — tłumaczył Andrzej Domański.
Poziom zadłużenia to jednak aspekt, który z pewnością jest najtrudniejszym elementem przyszłorocznego budżetu, a także nieco dalszej perspektywy. Rząd już teraz wie, że dług sektora instytucji rządowych i samorządowych, czyli tzw. EDP liczony według unijnej definicji, wzrośnie z 59,8 proc. w 2025 r. do 75,3 proc. w 2029 r.
Pół budżetu (ćwierć biliona) tylko na dwa cele
Ministerstwo Finansów wyjaśnia, że wzrost deficytu jest przede wszystkim efektem zwiększonych wydatków na obronność w związku z zagrożeniem ze strony Rosji. Faktycznie, na wojsko w przyszłym roku ma zostać przeznaczone rekordowe 200 mld zł, czyli w przybliżeniu ok. 4,8 proc. PKB.
„W prognozie na rok 2026 i w ustawie budżetowej na rok 2026 również bezpieczeństwo pozostaje dla nas bezwzględnym priorytetem” — zapewniał pod koniec września minister Andrzej Domański.
Jeszcze więcej, bo blisko ćwierć biliona złotych pochłonie w przyszłym roku system opieki zdrowotnej. Konkretnie ma to być 247,8 mld zł, co oznacza wzrost o 25 mld zł w porównaniu z tegorocznymi nakładami, które wynoszą od 222 do 225 mld zł.
Można więc łatwo obliczyć, że tylko te dwa cele pochłoną blisko połowę (niemal 450 z 918 mld zł) wszystkich wydatków z budżetu państwa.
Prawie 7 tys. zł ekstra dla emerytów
W Business Insider Polska informowaliśmy już, że w ustawie budżetowej znajdują się również istotne elementy dla milionów polskich emerytów.
W 2026 r. waloryzacja będzie prawdopodobnie niższa niż w bieżącym roku. Pierwsze założenia rządu mówią o 4,9 proc. podwyżek, jednak wszystko zależeć będzie od finalnych danych dotyczących inflacji, które powinniśmy poznać dopiero na początku lutego przyszłego roku.
W budżecie na ministerstwo finansów zagwarantowało w związku z tym 22 mld zł na marcową waloryzację emerytur i rent. To nieznacznie mniej niż w tym roku, gdy podwyżki pochłonęły niespełna 23 mld zł.
Jeśli dodamy do tego fakt, że świadczenia z roku na rok wzrastają (podobnie jak liczba emerytów i rencistów), to oczywistym wnioskiem jest, że przyszłoroczne podwyżki będą odczuwalnie niższe niż tegoroczne.
Na pocieszenie seniorom pozostają trzynastki i czternastki, czyli bonus, który w chwili wprowadzenia miał być jednorazowy, a na stałe wpisał się w polski system. Same te dwa dodatki pochłoną aż 31,8 mld zł.
Jeśli dołożymy do tego waloryzację, to okaże się, że w przyszłym roku emeryci otrzymają blisko 54 mld zł „ekstra”. Należy pamiętać, że ta kwota nie uwzględnia wypłaty „standardowych” świadczeń, a jedynie dodatki i podwyżki.
Mówiąc jeszcze bardziej dosadnie: emeryci i renciści otrzymają w przyszłym roku z ZUS o 54 mld zł więcej niż w bieżącym roku. Biorąc pod uwagę, że mówimy tu o grupie ok. 8 mln osób, to otrzymujemy średnio 6,7 tys. zł rocznie na jednego seniora.
Wynagrodzenia w górę. Dla budżetówki symboliczne
Nadchodzący rok to również kontynuacja wzrostu wynagrodzeń. Przeciętna pensja wyniesie według szacunków rządu już 9420 zł, co oznacza podwyżkę o blisko 750 zł w porównaniu z tegoroczną ustawą budżetową.
Konsekwencją wzrostu jest zwiększenie obowiązkowych składek ZUS dla przedsiębiorców. Informowaliśmy o tym w Business Insider Polska na początku września.
Wzrosną również inne wskaźniki powiązane z zarobkami. Płaca minimalna w przyszłym roku wyniesie 4806 zł brutto, czyli o 140 zł więcej niż w bieżącym. Rząd wydał odpowiednie rozporządzenie w połowie września.
Natomiast budżetówka może spodziewać się w przyszłym roku 3 proc. podwyżki. Jest to relatywnie niewiele w zestawieniu z tym, co miało miejsce dwa lata temu. Niedługo po przejęciu władzy rząd koalicji 15 października przyznał tej grupie aż 30 proc. podwyżki wynagrodzenia.
Przyszłoroczne 3 proc. spotkało się więc ze sprzeciwem ze strony związkowców.
„Proponowane w projekcie budżetu podwyżki na poziomie 3 proc. stanowią przejaw arogancji władzy i braku szacunku dla pracowników, którzy każdego dnia zapewniają sprawne funkcjonowanie państwa, w tym edukacji, ochrony zdrowia, administracji, policji i służb bezpieczeństwa. W związku z tym OPZZ domaga się podwyżek w sektorze publicznym o co najmniej 12 proc.” — napisano w komunikacie Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Źródło