Polacy nie wierzą Polsce. Ucieczka od usług publicznych trwa [DANE]

Rekordowo długie kolejki do lekarzy sprawiają, że coraz częściej wybieramy prywatną służbę zdrowia. Ale w odstawkę od pewnego czasu idą też publiczne szkoły – pomimo demograficznej zapaści, prywatne placówki w największych miastach na brak chętnych nie narzekają. Jakie będą skutki wypierania usług publicznych przez sektor prywatny? Nie ma na to prostej odpowiedzi.

Polacy częściowo przyzwyczaili się do jakości usług publicznych
Polacy częściowo przyzwyczaili się do jakości usług publicznych | Foto: Marek BAZAK/East News / East News
  • Polacy przyzwyczaili się, że w niektórych przypadkach na państwo nie ma co liczyć. Z drugiej strony, powstaje pytanie, czy sami chcielibyśmy, aby było lepiej
  • Nie ma akceptacji dla zwiększania składki zdrowotnej. Ale Polacy uważają, że podniesienie jej też nie byłoby gwarancją podwyższenia jakości
  • Zapaść publicznej ochrony zdrowia była genezą powstania i popularności WOŚP. Z kolei prywatne pakiety medyczne oferują już nawet instytucje państwa
  • Polacy stawiają też na prywatne szkoły. W największych miastach trwa wręcz exodus z publicznych placówek. Będzie to miało swoje konsekwencje w przyszłości
  • Więcej informacji o biznesie znajdziesz na Businessinsider.com.pl

Na koniec 2023 r. z prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego korzystało 4,8 mln Polaków. To wzrost o prawie 14 proc. w porównaniu do roku wcześniej – podawała Polska Izba Ubezpieczeń. A złote lata tego rynku dopiero przed nami. Nakłady w prywatnej opiece zdrowotnej będą rosnąć bardzo dynamicznie – PwC szacowało, że w 2028 r. wzrosną z 34 (dane za 2023 r.) do 54 mld zł. Sam wzrost nie powinien dziwić ani być powodem do obaw – starzejące się społeczeństwo będzie szukać pomocy zarówno w sektorze prywatnym, jak i publicznym.

Ale szacunki PwC wskazują, że w prywatnej opiece wydatki będą rosły szybciej niż te publiczne – o 10 proc. rocznie, gdy w sektorze publicznym będzie to 8 proc.

Wydatki na ochronę zdrowia w Polsce z wyłączeniem refundacji leków, 2018-2028F, PLN mld
Wydatki na ochronę zdrowia w Polsce z wyłączeniem refundacji leków, 2018-2028F, PLN mld

Z jednej strony to pozytywny trend – bogacimy się, więc chcemy więcej niż podstawowa opieka zapewniona przez państwo. Z drugiej, Polacy często decydują się na prywatne wizyty nie z powodu bogactwa, lecz braku alternatywy. Kolejki są rekordowe – według danych fundacji Watch Health Care w październiku i listopadzie 2024 r. średni czas oczekiwania na gwarantowane świadczenie zdrowotne (poradę, badanie, zabieg lub operację) wynosił 4,2 miesiąca. A to najwięcej od 12 lat.

Część ekspertów wskazuje, iż państwowy system ochrony zdrowia w obecnym kształcie doszedł do ściany. — Ochrona zdrowia jest dramatycznie niedofinansowana (…). Jeśli chodzi o pacjentów, którzy oczekują pilnie na zabieg czy konsultację lekarską, kolejka w ciągu ostatnich dwóch lat wydłużyła się o 70 proc. (…) Wydajemy na zdrowie coraz więcej, natomiast finansowanie ochrony zdrowia rośnie wolniej niż te elementy, które wpływają na koszty — mówił Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich (FPP) w programie Onet Rano Finansowo.

Dalsza część artykułu pod wideo:

Dramatyczna sytuacja NFZ. Ekonomista: politycy starają się to ignorować

— Po pandemii mamy do czynienia z kwestią długu zdrowotnego. W trakcie pandemii wiele poradni, głównie w ramach NFZ, było zamkniętych, a pacjenci nie mieli zrealizowanych porad. Te kolejki się wydłużyły. NFZ próbował sobie z tym poradzić przez zniesienie limitów w poradniach specjalistycznych, ale nie spowodowało to spektakularnych sukcesów — mówi dr Jerzy Gryglewicz z Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego.

Kryzys, który stał się normą

Na przestrzeni dekad Polacy przyzwyczaili się do permanentnego kryzysu w ochronie zdrowia. Nikogo już nie dziwi, że nawet instytucje państwa oferują swoim pracownikom dostęp do prywatnej opieki medycznej, de facto przyznając się do niewydolności systemu, jaki same budują. A w trwającej sytuacji, w prywatne usługi medyczne angażuje się też należący do skarbu państwa PZU Zdrowie.

Zwieńczeniem tego, jak bardzo podświadomie pogodziliśmy się z niedoborami w opiece zdrowotnej, jest chyba fenomen WOŚP. Akcja powstała w latach 90., by wesprzeć dramatycznie złą kondycję usług publicznych, na stałe wpisała się w polski krajobraz.

Jak wynika z badania Globalnych Badań Nastrojów Społecznych IBRIS z 2023 r., system ochrony zdrowia w Polsce przez 79 proc. dorosłych Polaków oceniany jest źle, z czego pogorszenie działania systemu deklaruje 41 proc., a 38 proc. uważa, że jest w kryzysie.

66 proc. Polaków ocenia negatywnie aktualną służbę zdrowia po roku rządu Donalda Tuska; kolejne 22 proc. ankietowanych jest zadowolonych z aktualnego stanu opieki zdrowotnej — pokazuje z kolei sondaż Instytutu Badań Pollster przeprowadzonego na zlecenie „Super Expressu”.

Ale jednocześnie Polacy wątpią, że system w ogóle uda się naprawić. Dlatego nie chcą na niego łożyć więcej. W listopadowym sondażu IBRIS dla „Rzeczpospolitej” aż 72,8 proc. Polaków poparło obniżenie składki zdrowotnej dla osób prowadzących jednoosobowe działalności gospodarcze. Przeciwników była garstka – ledwo 12 proc.

Prof. Ryszard Szarfenberg, politolog Uniwersytetu Warszawskiego i ekspert Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu wskazuje, że kluczowa jest kwestia odpowiedniego podziału zadań i uzupełniania się obu sektorów. — Racjonalna dyskusja powinna polegać na zgodzie, że oba te sektory mogą się rozwijać i jednocześnie świadczyć usługi publiczne. Częściowo już tak jest, ponieważ NFZ kontraktuje świadczenia zarówno w publicznych placówkach, jak i w prywatnych. Dla pacjenta nie ma znaczenia, dokąd się zgłosi. Osobną kwestię stanowi w pełni prywatny sektor, który obsługuje bogatszą część społeczeństwa. Wprawdzie odciąża on sektor publiczny, lecz nie powinien to być powód do zaniedbywania kondycji systemu publicznego przez regulatora – ocenia.

Exodus ze szkół

Wolimy nie korzystać z publicznej ochrony zdrowia, a coraz mniej popularne zaczyna być również posyłanie dzieci do publicznych szkół. Według danych GUS zestawionych przez ekonomistę i analityka Pawła Dobrowolskiego dzieci zapisane do szkół niepublicznych stanowiły w 1998 r. zaledwie 0,5 proc. ogółu uczniów. W 2023 r. w takich szkołach było już 7,8 proc. uczniów szkół podstawowych. W dużych miastach odsetek jest niebywale wysoki – w Krakowie czy Warszawie do takich placówek chodzi blisko 20 proc. dzieci i młodzieży z podstawówek.

Trend zauważają też inni eksperci.

HtmlCode

— Jeśli chodzi o edukację, dotychczas znacznie mniej rozmawiano o tym, jak powinien funkcjonować system publiczno-prywatny, aby zapewnić równość i wysoką jakość edukacji. Mieliśmy przypadki gmin, w których w ogóle nie funkcjonowały placówki publiczne, a zadania samorządów przejmowały tam szkoły niepubliczne – mówi prof. Ryszard Szarfenberg.

Czy to dobry trend? To zależy. Zdaniem wspomnianego Pawła Dobrowolskiego taka sytuacja to dowód słabości polskiej oświaty. „Rosnący odsetek uczniów chodzących do szkół niepaństwowych jest objawem, a nie przyczyną słabości szkół. Polska szkoła nie dorasta do oczekiwań wielu rodziców: m.in. nadal jest autorytarna i skoncentrowana na uczeniu wąskiej wiedzy, a nie umiejętności posługiwania się wiedzą” – pisze ekonomista. Jednocześnie wskazuje, że uczniowie prywatnych szkół zauważalnie lepiej radzą sobie na egzaminach.

Według profesora Szarfenberga prywatne szkolnictwo nie musi wcale pogłębiać nierówności społecznych, choć takie ryzyko istnieje. — Brak odpowiednich regulacji sprawia, że rodzice zamożniejsi posyłają dzieci do placówek o wyższej jakości, co może prowadzić do segregacji. Z badań międzynarodowych wynika jednak, że w niekoniecznie jest tak, że duży udział szkół prywatnych zwiększa zależność wyników edukacyjnych od pozycji społeczno-ekonomicznej rodziców – stwierdza.

— Decydującą rolę odgrywa tu regulator, który powinien zadbać, by sektor prywatny przyjmował również uczniów z mniej uprzywilejowanych środowisk — na przykład poprzez stypendia czy realizację zleceń publicznych. W ten sposób unikniemy katastroficznej wizji, w której rozwój prywatnych podmiotów jest źródłem powiększania nierówności edukacyjnych — podsumowuje profesor z Uniwersytetu Warszawskiego.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *